Mateusz Pakuła w swoich dramatach operuje tak charakterystycznym językiem, że nie można go pomylić z żadnym innym współczesnym dramatopisarzem. Miesza ze sobą cytaty z kultury wysokiej i niskiej (o ile ta dychotomia jeszcze istnieje), wykorzystuje zróżnicowane konwencje – częściej filmowe, niż literackie. Postaci jego tekstów potrafią wielokrotnie zmieniać tożsamość, przedstawić naukowy wywód, by za chwilę radośnie wykonać piosenkę Lany Del Rey.
Te postmodernistyczne strategie nie służą jedynie erudycyjnym popisom (Pakuła zawsze na końcu tekstu podaje bibliografię), nie są również wyrazem braku inwencji twórczej (tej, autor Białego dmuchawca, ma w nadmiarze). Język staje się tutaj nie tylko głównym bohaterem dramatu, ale przede wszystkim strumieniem świadomości. Świat wykreowany w dramacie jest światem tego podmiotu mówiącego czy piszącego, światem rzeczywistym i wewnętrznym, realnym i fikcyjnym. Bohaterowie Pakuły i napisane przez niego didaskalia posługują się tym samym, pozlepianym z różnych fragmentów językiem. Można te dramaty czytać jak duży monolog, pełen sprzeczności i wewnętrznego dialogu. Podmiot mówiący czy piszący kreuje sam siebie poprzez konfrontacje z innymi dziełami, ich wchłanianie i przepisywanie. Sam autor się do tego przyznaje: „Trochę też jest tak, że w momencie, kiedy wykorzystuję jakieś cudze teksty, to traktuję je jak własne. Kiedy coś czytam, gdy coś mnie porusza emocjonalnie czy estetycznie, to zaczyna być moje. To „moje” jest bardzo istotne – Pakuła z wybranych przez siebie elementów tworzy nową, autorską, oryginalną całość. Twórczość Pakuły można łatwo prześledzić – jego teksty dość regularnie ukazują się w „Dialogu”, wydanych zostało kilka tomów jego dramatów. Dramatopisarz cały czas eksperymentuje z formą swoich tekstów – wydany przez LOKATORA najnowszy zbiór Panoptikos (z piękną okładką Kuby Woynarowskiego) jest tego świetnym przykładem. …
Stanisław Godlewski