1. Przyjrzyjmy się najpierw debiutom. Trzy wyróżniłabym szczególnie: Sierpień Aldony Kopkiewicz (Lokator Media), Apokalipsę. Afer party(Dom Literatury w Łodzi) Piotra Przybyły oraz BMichała Pranke (Dom Literatury w Łodzi). To one moim zdaniem mają najwięcej do zaoferowania czytelnikom i poezji – choć warto też odnotować (choćby ze względu na ilość pojawiających się komentarzy) zdecydowanie słabsze debiuty: Oliwii Betcher Poza (Zaułek Wydawniczy Pomyłka), Jolanty Nawrot Płonące główki, stygnące stópki(WBPiCAK w Poznaniu) czy Lekki chłód Hanny Janczak (Wydawnictwo Igloo).

Sierpień Aldony Kopkiewicz to – nieproporcjonalnie szczupły do złożoności pojawiających się tam znaczeń – zapis asysty przy umieraniu ojca. Kopkiewicz ani zbytnio nie metaforyzuje języka swojej historii, ani nie ucieka się do naturalizmów; wydaje się całkowicie odporna na przyciąganie konwencji melancholijno-żałobnej. Pozwala raczej w pełni wybrzmieć dyskretnie zarysowanym obrazom, prostym konstrukcjom, elementarnym frazom. Autorka zawiązuje z nami pakt autobiograficzny, ale idzie też zupełnie sama meandrami halucynacji, mirażu i baśni. Warto podkreślić, że swoją prostą, a zarazem sugestywną frazą Kopkiewicz ustala w jakimś sensie (ponownie) brzegowe warunki języka. Jej Sierpień to reset skonwencjonalizowanego pisania o śmierci w polskiej poezji, wyrwanie się z kręgu paru podstawowych obrazów „ja” opłakującego stratę, ale też, co istotne, pokaz ambiwalentnego układu sił psychicznych w rodzinie. Bardzo inteligentnie wszystko to zrobione.

Czytaj całość >>>