Georges Perec sugeruje, że literatura powstaje i przeobraża się w sposób, którego nie da się ująć za pomocą klasycznych kategorii.
wsze pozostaje jakiś nieznany element, niedostępna nam część układanki, być może kluczowa dla zrozumienia relacji między poszczególnymi autorami i ich dziełami.
Poezja winna być dziełem wszystkich, a nie jednostki.
Lautréamont
Wedle jednej z wersji mitu Amalteja była nimfą, którą Rea poprosiła o opiekę nad maleńkim Zeusem. Na niemowlaka czyhał zachłanny i krwiożerczy ojciec, Kronos, który pożerał swe potomstwo, by w przyszłości nie mogło mu odebrać niebiańskiego tronu. Do kreteńskiej groty, miejsca kryjówki, pomysłowa i zaradna Amalteja sprowadziła Kuretów – bożków i zarazem kapłanów Rei – którzy głośnymi tańcami i brzękiem oręża zagłuszali płacz dziecka.
W innej wersji Amalteja to koza, której zadaniem było karmienie Zeusa. Podczas jednej z szalonych zabaw młody bóg, już wtedy słynący z porywczości i nieuważności, złamał jeden z jej pięknych rogów. Dzięki błogosławieństwu przyszłego władcy Olimpu róg zyskał magiczne właściwości: ciągle napełniał się jedzeniem. Właśnie dlatego nazwano go „rogiem obfitości” i uczyniono symbolem dostatku. Więcej: wszelkiej bujności, niesłabnącej energii i potężnej mocy, również twórczej.
Rzymianie nazwali go cornu copiae.
Zapamiętajcie, proszę, to wyrażenie, bo wiąże się z nim sekret jednego z najkrótszych i zarazem najgenialniejszych opowiadań Georges’a Pereca.
Plagiat przez antycypację
To małe dzieło nosi tytuł „Podróż zimowa” i powstało w 1979 r. Ponoć było (jest?) najczęściej przytaczanym tekstem francuskiego pisarza i to nie tylko w recenzjach czy artykułach naukowych, ale także w prywatnych rozmowach na temat literatury. Jak sugerował jeden z krytyków, każdy, kto poznał tę historię, prędzej czy później odczuje potrzebę przekazania jej innym. Niepokój, fascynacja, dręcząca potrzeba rozwiązania zagadki, którą pisarz pozostawił w swoim tekście – co tak naprawdę nami powoduje, gdy po raz kolejny przystępujemy do streszczenia „Podróży zimowej”? Nie wiem, ale nie można się temu oprzeć. Tekst – ten konkretny tekst! – działa jak wirus, który rozprzestrzenia się w nieopanowany sposób, zachłannie pętając umysły kolejnych czytelniczek i czytelników.
Pod koniec sierpnia 1939 r., w przeddzień wybuchu II wojny światowej, młody literaturoznawca Vincent Degraël otrzymuje niespodziewane zaproszenie – jego kolega, Denis Borrade, proponuje mu gościnę w posiadłości swoich rodziców w okolicach Hawru. Co tam robi – o tym Perec nas nie informuje. Od razu przechodzi do opisu wydarzeń, które rozegrały się w wieczór i noc poprzedzające powrót Degraëla do Paryża.
Wspomniany wieczór upływa w domu Borrade’ów pod znakiem leniwych rozmów prowadzonych w bibliotece przy partyjce brydża. Vincent, odrobinę roztargniony, nie ma sił na rozmowę ze skądinąd przemiłymi gospodarzami, a i towarzystwo Denisa nie sprawia mu przyjemności. Szuka dla siebie odpowiedniej lektury, by w kącie biblioteki zająć głowę myślami o poezji. Przypadkiem trafia na niewielki tomik niejakiego Hugo Verniera „Podróż zimowa”. Nazwisko autora nic mu nie mówi, choć jego wiedza na temat francuskiej literatury jest solidna. Musi to być – myśli Vincent – jeden z pomniejszych pisarzy drugiej połowy XIX w., słusznie pominięty przez krytykę i zapomniany przez czytelników. Ale lektura książki (Perec nie podaje szczegółowych informacji na temat jej edytorskich parametrów, ale skądinąd wiemy, że całość miała około 60 stron, z czego prawie jedną czwartą zawierał osobliwy wstęp pisany prozą, a resztę wypełniały wiersze i prozy poetyckie) wprawia go w osłupienie. Tom Hugona Verniera jest częściowo plagiatem! Poszczególne fragmenty zostały przez zuchwałego autora przeniesione z utworów innych twórców literatury francuskiej, od Mallarmégo, przez Verlaine’a, Lautréamonta, aż po Rimbauda i paru innych – mniej znaczących – pisarzy.
Odtwórcza działalność Verniera wywołuje u Degraëla oburzenie. Oszołomiony i zniesmaczony jeszcze raz sprawdza datę publikacji (nawyk badacza): 1864. Być może właśnie wtedy po raz pierwszy przychodzi mu do głowy słowo cornucopia – róg obfitości jako metafora źródła, z którego wyłania się cała XIX-wieczna literatura. Jeśli książka ukazała się w 1864 r., to znaczy, że plagiatorami są tak naprawdę Mallarmé, Verlaine, Lautréamont, Rimbaud i inni! Tomik Verniera zaś jest oryginałem, nieznanym arcydziełem, którym inspirowali się i które naśladowali giganci francuskiej poezji.
Vincent odkłada książkę na półkę. Niedługo później wybucha światowy konflikt. Nasz bohater wyrusza na front. Tomik ginie w wojennej zawierusze. Wszystkie próby odnalezienia go kończą się fiaskiem.
W swoim opowiadaniu Perec podrzuca literaturze francuskiej zapoznanego geniusza, który wpłynął na jej kształt bardziej niż ktokolwiek inny. To oczywiście zabawa literacka: odwrócenie relacji między tekstami, co przez członków grupy OuLiPo (Perec był z nią związany kilkadziesiąt lat – od 1967 do śmierci w roku 1982) zostało nazwane plagiatem przez antycypację. Wyobraźmy sobie, że jakiś pisarz wymyśla nową formę literacką, ale po jakimś czasie okazuje się, że posiada ona innego prekursora, który powołał ją wcześniej do istnienia, choć nikt o tym nie wiedział. Ów prekursor nazywany jest przez oulipijczyków plagiatorem przez antycypację, a jego dzieło (bądź też sam koncept, sama idea dzieła) plagiatem przez antycypację. Chodzi tu o odwrócenie logiki zdarzeń, rozbicie pozornej spójności związków przyczynowo-skutkowych i zakwestionowanie naszych wyobrażeń na temat rozwoju literatury. To, co późniejsze, traktowane jest jak oryginał, zaś to, co wcześniejsze, jako kopia!
Perec sugeruje, że literatura powstaje i przeobraża się w sposób, którego nie da się ująć za pomocą klasycznych kategorii. Historycznoliteracka narracja to zaledwie efekt prowizorycznego uporządkowania dostępnych materiałów: książek, pojedynczych tekstów, niepublikowanych notatek i konceptów. Zawsze jednak pozostaje jakiś nieznany element, niedostępna nam część układanki, która być może jest kluczowa dla zrozumienia relacji między poszczególnymi autorami i ich dziełami.