Gazeta Wyborcza 14.06.2011

Zdawać by się mogło, że to tylko zwykła, życiowa sytuacja. Trzeba poprosić szefa o podwyżkę. Ale najpierw warto rozważyć, czy szef jest w swoim biurze, czy go tam nie ma. Bo jeśli go nie ma, zaczekasz na korytarzu. Czy zaproponuje ci, żebyś usiadł? Czy jest w dobrym humorze? Co było na obiad w stołówce? Ryba czy jajka? Czy się nie zatruł? Czy nie zadławił się ością? A co, jeśli okaże się, że ma na twarzy czerwoną wysypkę? Może jego córki zapadły na odrę i go zaraziły? Dwie z nich, a może trzy? Albo cztery? Wszystkie te pytania rozwidlają się na kolejne możliwości, które Perec rozpisał na linearną narrację, złożoną z jednego tasiemcowego zdania. A w dowód jej niedorzeczności usunął znaki przestankowe, kropkę stawiając dopiero na końcu. Stąd fraza „Zawsze trzeba upraszczać”, która powraca chyba 15 razy na 75 stronach wydanej właśnie po polsku książeczki Georgesa Pereca. Powstał efekt po trosze przypominający „Rzepkę” Tuwima, który w każdej dodanej zwrotce przytacza wcześniejsze sytuacje. Ta krótka opowiastka jest rezultatem literackiej zabawy osnutej na kanwie „schematu organizacyjnego”, wykresu, który Perec zapożyczył od swojego przyjaciela, pracownika „naukowego centrum obliczeniowego”, i spożytkował go w prześmiewczej formie, próbując wyczerpać wszystkie ewentualności. Fabułą rządzą tu funkcje logiczne: propozycja, alternatywa, hipoteza pozytywna, hipoteza negatywna, wybór, wniosek.


Książki nie zawsze ukazują się w takiej kolejności, w jakiej zostały napisane. Utwór O sztuce oraz sposobach usidlenia kierownika działu w celu upomnienia się o podwyżkę powstał w roku 1968, zaraz po Bajce na twoją modłę Raymonda Queneau, na którą stanowi odpowiedź. Queneau pozostawiał czytelnikowi całkowitą swobodę w pokierowaniu losami trzech zielonych groszków, wybudzonych z sennego koszmaru, dając mu zarazem możliwość wielokrotnej i za każdym razem odmiennej lektury. Perec, odwrotnie, nie pozostawia czytelnikowi wyboru i niczym odkurzacz wsysa wszystkie potencjalne rozwiązania, pokonuje wszystkie możliwe trasy.

W wydaniu książkowym ta powiastka ukazała się dopiero w roku 2008, zasilając zbiór pośmiertnie wydanych utworów Pereca. Za życia Perec zdążył jeszcze wydać sceniczną przeróbkę tej książeczki i włączyć ją do tomiku Teatr I (1981). Oprócz Podwyżki tomik ten zawiera sztukę Schowek Parmentier, nawiązującą do dramatu Sartre’a Przy drzwiach zamkniętych, ale również do Sześciu postaci w poszukiwaniu autora Pirandella. Sześć postaci pod milczącym nadzorem strażnika obiera ziemniaki w zamkniętej przestrzeni. Nie wiadomo, kim są, gdzie są ani też jaki jest powód ich izolacji. Wiadomo tylko, że była jakaś wojna. Treścią ich dialogów jest nie tylko uprawa ziemniaka, lecz rozmaite historie, prawdziwe bądź zmyślone, sny i fantazje, koszmary i przywidzenia, które splatają się we wspólnie wysnuwaną opowieść, wybrzmiewającą nutami zarazem absurdu, czarnego humoru, groteski i patosu. Jest tu banalna historia miłosna dziewczyny, która zaręcza się z młodzieńcem spotkanym na plaży, kradnie dla niego oszczędności swojego dziadka, ale chłopak okazuje się draniem; jest historia o Senegalczyku „poznanym przed laty w Kambodży”, który „z kawałkiem czosnkowej kiełbasy” czeka na pociąg, ale pomylił kierunek i znalazł się w Dżakarcie etc. Perec prowadzi dialog z całą tradycją europejskiego teatru i wplata w swój utwór cytaty i odniesienia do wielu słynnych dramatów, m.in. Szekspira, Becketta czy Ioneski.

Ale wszystkie te tytuły to zaledwie przymiarki do głównego dzieła Pereca, jakim jest „Życie instrukcja obsługi. Fabuła tej dwukrotnie wydanej w Polsce powieści przedstawia historię dziesięciokondygnacyjnej paryskiej kamienicy. Postacią centralną jest ekscentryczny milioner i podróżnik, Bartlebooth, który w odwiedzanych portach maluje akwarele, robi z nich puzzle, a potem je niszczy. Akcja rozgrywa się w chwili śmierci Bartlebootha, ale obejmuje siedemdziesiąt pięć lat, opisując wnętrza oraz powikłane losy lokatorów. Skomplikowaną strukturę powieści wyznaczają trzy wzorce: reguły kombinatoryki, zasada puzzli oraz ruch szachowego konika. Perec wyznał, że długo nie potrafił rozstać się z Życiem instrukcją obsługi. Gabinet kolekcjonera (1979) jest „dogrywką” tego dzieła, jego brakującym, setnym rozdziałem. Opowieścią o podwójnej mistyfikacji i o zemście. Tytułowy Gabinet kolekcjonera to obraz namalowany przez genialnego fałszerza, Heinricha Kürza. Zamówił go Hermann Raffke, bogaty piwowar z Lubeki i amator sztuki. Został uwieczniony we własnym gabinecie w otoczeniu ulubionych obrazów. Na portrecie artysta umieścił również swoje dzieło, i kolekcjoner ma przed oczami płótno „przedstawiające go w chwili, gdy podziwia własne zbiory, oraz wszystkie te obrazy na nowo pomniejszone – i tak dalej w pierwszym, drugim, trzecim odbiciu, aż wreszcie stają się one ledwie dostrzegalnymi śladami pędzla”. Odbywa się wernisaż, wystawa ma zawrotne powodzenie. Obraz fascynuje dzięki grze lustrzanych odbić, która otwiera się na ideę Wiecznego Powrotu. Fascynuje także co innego: otóż artysta nie kopiował dosłownie, za każdym razem wprowadzał drobne, niemal niedostrzegalne zmiany. Po śmierci piwowara portret trafia do jego krypty, a obrazy z prywatnej kolekcji na aukcję i zostają sprzedane. Finał przynosi niespodziankę, wychodzi na jaw wyrafinowana piętrowa manipulacja, ale lepiej, jeśli czytelnik odkryje ją samodzielnie. Centralną kwestią tej powiastki są pytania o granice sztuki, o status autentyczności każdego dzieła sztuki, o relacje między kopią a oryginałem, rzeczywistością a zmyśleniem.

Wszystkie te utwory, jakkolwiek tak różne, mają pewien wspólny rys. „Niemal każda z moich książek posiłkuje się jakimś formalnym rygorem lub oulipijską strukturą”, wyznał Perec, który w 1967 roku trafił do OuLiPo (Ouvroir de Littérature Potentielle, czyli Warsztatu Literatury Potencjalnej). Już wcześniej prowadził formalne poszukiwania i wymyślał pisarskie procedury zbieżne z programem grupy założonej przez Raymonda Queneau i matematyka François Le Lionnais.

W ubiegłym roku minęło 50 lat od powołania OuLiPo, formacji znanej chociażby z monograficznych numerów „Literatury na Świecie”, której protagonistami byli członkowie grupy: Georges Perec, Harry Mathews, Raymond Queneau, Italo Calvino. OuLiPo nie tylko przetrwało, ale nadal miewa się dobrze, co w czasach wyczerpania się nurtów awangardowych i znużenia wszelkimi -izmami jest ewenementem. W czym można upatrywać przyczyny tej długowieczności? Receptura jest prosta i nadal skuteczna. Program grupy jest wypadkową literatury i matematyki, a raczej spotkania retoryki i poetyki z logiką i kombinatoryką. Motorem twórczości literackiej są dobrowolnie przyjęte formalne rygory, posiłkowane matematycznymi zasadami.

Do swoich prekursorów, zwanych „plagiatorami przez antycypację” oulipijczycy zaliczają przede wszystkim Wielkich Retoryków (francuskich poetów, działających w okresie od 1470 do 1520 roku), od których zapożyczyli nazewnictwo: contrainte (przymus, rygor) oraz ouvroir (warsztat), czyli miejsce, w którym zbierali się mnisi, żeby oddawać się rozmyślaniom i medytacji. Wśród antenatów znaleźli się także trubadurzy z Arnaut Danielem, rosyjscy formaliści z Chlebnikowem, jak również Mallarmé, Alfred Jarry, Raymond Roussel.

Do ulubionych gier literackich OuLiPo należą rebusy, kalambury, lipogramy (utwory napisane bez określonej głoski), palindromy (czyli teksty, które czytane z lewa w prawo i wspak mają to samo brzmienie). Najdłuższym lipogramem jest powieść La Disparition (Zniknięcie) Pereca, pozbawiona najczęściej występującej w języku francuskim samogłoski „e”. Najdłuższy palindrom, także autorstwa Pereca, składa się z 1247 słów i 5566 liter. Ulubionym ćwiczeniem czy też wprawką oulipijczyków jest zabawa S+7, czyli fabrykacja tekstu, w którym każdy rzeczownik zostaje zastąpiony przez siódmy kolejny rzeczownik występujący w słowniku. Nie wspominając już o praktykowaniu sekstyny (wiersza w sześciu strofach, przy czym każda strofa składa się z sześciu wersów), czy moralności elementarnej, regularnej formy poetyckiej, którą wymyślił Queneau. Tak ją przedstawiał: „Mam nową formę wiersza. Połączenia rzeczownika z przymiotnikiem, które czasem się powtarzają, tworzą swego rodzaju asonanse i powstaje utwór zbudowany na systemie wewnętrznych odbić. Słuchając ich, słyszę jakby chińską muzykę, uderzenia gongu”. Wiersz składa się z trzech cząstek. W pierwszej występują trzy ciągi+1, np. „otwarte drzwi, zamknięte okno, niebieskie krzesło”, a pod spodem, w osobnej linijce, jeszcze jedna zbitka, np. „pusty dom”; w drugiej siedem krótkich linijek, w których wykorzystane są gramatyczne i składniowe możliwości języka, a każdy wers zawiera od jednej do pięciu sylab; w trzeciej dochodzi do konkluzji, i w pojedynczym ciągu+1 złożonym z 8 wyrazów powraca mariaż rzeczownika z przymiotnikiem i powtarzają się niektóre z 24 słów użytych w pierwszej części. Wielkie znaczenie ma także forma graficzna.

Do dzieł napisanych według oulipijskiej receptury, oprócz Życia instrukcji obsługi należą m.in. Jeśli zimową nocą podróżny i Zamek krzyżujących się losów Calvina, Osobne przyjemności Harry Mathewsa, Sto tysięcy miliardów wierszy Queneau. Ćwiczenia stylistyczne Queneau napisał jeszcze w roku 1947. Jego siła polegała na tym, że wymyślił OuLiPo nie w wyniku teoretycznych założeń, lecz pisarskiej praktyki. Zbudował oulipijski program w opozycji do grupy surrealistów i André Bretona. A zatem żadnych dogmatów, politycznego zaangażowania, ideologii, żadnych sporów światopoglądowych. I żadnej hierarchii, żadnego wykluczania i ekskomuniki. (Za czasów swojej przynależności do ruchu surrealistów Queneau wiele wycierpiał w nieustannych rozgrywkach przyjmowania i wykluczania).

Jak również żadnej inspiracji, o której mawiał: „Prawdziwy pisarz nigdy nie ulega inspiracji, jest nieustannie zainspirowany”. To rygor, konstrukcja i eksperyment są kołem zamachowym literatury. A także gwarancją całkowitej wolności. „Klasyk, który pisze tragedię i przestrzega pewnych reguł, więcej ma swobody niż poeta, który pisuje wszystko, co przychodzi mu do głowy, pozostając niewolnikiem reguł sobie nieznanych”. Gotowe struktury literackie zapewniają pisarzowi stan nieustającej gotowości. Są tylko pustym pojemnikiem.. „Szczury budujące labirynt, z którego mają się następnie wydostać” – brzmi oulipijska dewiza.

Toteż odwrotnie niż to zwykle bywa z grupami literackimi, które umierają wraz z odejściem swoich założycieli (a tak się stało w przypadku surrealizmu czy nowej powieści), OuLiPo nadal trwa. Liczy sobie dziś 38 członków, z których 12 nie żyje. Jedna z zasad głosi, że oulipijczykiem zostaje się raz na zawsze, nawet po przejściu na stronę niebytu. Nikt nie umiera. Istnieje tylko jeden sposób, żeby odejść z OuLiPo: trzeba popełnić samobójstwo w obecności notariusza, i to po złożeniu deklaracji, że jedynym powodem jest chęć zerwania z OuLiPo. Do OuLiPo można zostać tylko dokooptowanym, i to za jednomyślną zgodą wszystkich członków. Kandydowanie jest wykluczone. Członkowie ugrupowania spotykają się raz w miesiącu, w ścisłym gronie, na sesjach warsztatowych, które przebiegają według niezmiennie trójdzielnego rytuału: création (propozycje nowych rygorów), rumination (rozważanie pomysłów istniejących w zalążku, érudition (lektury, odniesienia). Nieobecni członkowie są usprawiedliwieni „pour cause de décès” (z powodu zgonu).

Humor, także czarny, jest nieodzowną przyprawą oulipijskich dań. Aspekt ludyczny to bowiem niezwykle istotny element programu OuLiPo, czy też produkt uboczny teoretycznych założeń. Wiele oulipijskich utworów doskonale bawi czytelnika, mimo że trudno im odmówić eksperymentatorskich zamysłów. Sami oulipijczycy od kilkunastu lat spotykają się z publicznością, potwierdzając ciągłość i atrakcyjność swoich praktyk. Raz w miesiącu, zawsze w drugi czwartek, odbywają się publiczne lektury na obrany temat. Na przykład „Styl kolonialny”, „Czarny humor”, „Oulipo rokoko”. I te lektury przyciągają tak liczne grona wielbicieli, że grupa już czterokrotnie zmieniała miejsce spotkań, żeby pomieścić wszystkich entuzjastów. Od roku 2005 areną tych spektakli (bo są to krótkie, trwające niewiele ponad godzinę spektakle) jest audytorium Bibliothèque Nationale de France w Paryżu.

W ubiegłym roku OuLiPo obchodziło swoje 50-lecie, ale ponieważ każdy rok odpowiada jednemu stuleciu, wielka retrospektywna wystawa w Rennes nosiła tytuł: „OuLiPo, piąte tysiąclecie”. Obchody zatoczyły szeroki krąg, sięgając do Berlina, Nowego Jorku i Rio. Miarą sukcesu są wciąż coraz liczniejsze konferencje, warsztaty z udziałem stażystów, kolejne tomy (ósmy w przygotowaniu) Biblioteki Oulipijskiej, która scala publikowane w broszurach utwory. Liczne są też klony OuLiPo, odwołujące się do innych dziedzin sztuki, jak na przykład OuBaPo (komiks), OuPeinPo (malarstwo), OuSonMuPo (Dźwięk i Muzyka), OuTraPo (Tragikomedia) czy nawet OuCuiPo (Kuchnia). Także przestrzeń publiczna nosi już gdzieniegdzie oulipijską pieczęć. Na przystankach linii tramwajowej w Strasburgu zamiast reklamy pasty do butów czy proszku do prania można przeczytać pisane na zamówienie teksty OuLiPo. Fasadę biblioteki uniwersyteckiej Paris VIII w Saint-Denis zdobi oulipijski poemat, a na 170 elementach esplanady w Rennes figuruje tekst, który odczytywany w obu kierunkach, brzmi całkiem inaczej.

Praktyki OuLiPo są zaraźliwe. W Polsce ta formacja ma swoich entuzjastów wśród młodych artystów skupionych wokół galerii i wydawnictwa Lokator na krakowskim Kazimierzu. We Włoszech od dawna (od 1990) działa włoska odnoga grupy OpLePo (Opificio di Letteratura Potenziale). Działa przy pełnej aprobacie Umberta Eco, ale bez jego udziału. Eco, wielki sympatyk grupy, poprzestaje na przedstawianiu się jako „Pan Jourdain, który uprawia OuLiPo, nic o tym nie wiedząc”.

Georges Perec, Teatr I, przełożył i opatrzył posłowiem Jacek Olczyk, wyd. Lokator 2010.

Georges Perec, Gabinet Kolekcjonera, przeł. Wawrzyniec Brzozowski, wyd. Lokator 2010.

Georges Perec, O sztuce oraz sposobach usidlenia kierownika działu w celu upomnienia się o podwyżkę, przeł. Wawrzyniec Brzozowski, wyd. W.A.B. 2011. s. 94.