Z Nicolasem Preslem, jednym z najciekawszych francuskich twórców komiksów niemych (czyli pozbawionych słów), rozmawiamy o miłości do Turcji, życiu w Bułgarii oraz o fascynacji sztuką renesansu i przekładaniu jej na historie obrazkowe.

Komiksy Nicolasa Presla pojawiły się w Polsce w tym roku. W kwietniu ukazała się Fabryka – metaforyczna historia o totalitaryzmie, w październiku – Boska Kolonia, czyli rzecz o spotkaniu kultury europejskiej i chrześcijaństwa z inną cywilizacją. W styczniu 2014 roku pojawi się także „Syn swojego ojca” – pierwszy pełnometrażowy komiks Presla. W 2013 jego nieopublikowany w Polsce album „Heureux qui comme” był nominowany do prestiżowej nagrody Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Angoulême. W październiku tego roku Presl odwiedził Kraków w ramach Festiwalu Conrada.

Sebastian Frąckiewicz: Zanim na dobre zająłeś się komiksem, pracowałeś jako kamieniarz. Jak Twoje kamieniarskie doświadczenie wpłynęło na twórczość komiksową?
Nicolas Presl: Sama manualna praca kamieniarska nie miała na nią wpływu. Raczej to, z czego musiałem się podciągnąć, żeby kamieniarstwem się zajmować. Mam na myśli całą wiedzę z kultury antycznej, klasycznej, a potem średniowiecznej i renesansowej.

Kiedy czytam Twoje komiksy, mam jednak wrażenie, że postaci przypominają trochę rzeźby. Stoją w teatralnych pozach, z dynamicznie rozstawionymi dłońmi, z odpowiednio ułożonymi strojami…
Możesz odnieść wrażenie, że trochę przypominają rzeźby, ale to wynika raczej z epok, które mnie fascynują i inspirują, a nie z samej rzeźby. A inspiruje mnie między innymi sztuka renesansu, postacie z waz antycznych, a nieregularność i deformacja kształtów wywodzi się z kolei z fascynacji Picassem. Tak naprawdę moja aktywność jako rysownika była czymś zupełnie osobnym od kamieniarstwa. Rzeźbą i kamieniarstwem zajmowałem się po prostu dla pieniędzy. Dziś z kolei zarabiam na życie jako nauczyciel we francuskiej podstawówce, zajmuję się tzw. nauczaniem zintegrowanym w Bułgarii, a dokładnie w Sofii. W ogóle lubiłem swój poprzedni zawód: na przykład odnawiać renesansowy pałac. Przyjemna, manualna praca. Zrobiłem specjalizację konserwatorską na wydziale sztuki na uniwersytecie po skończeniu licencjatu i tak to się zaczęło.

Który album sprawił, że mogłeś zostawić kamieniarstwo i zająć się komiksem w profesjonalny sposób?
Rysowałem komiksy od 10. roku życia, ale też nie było tak, że jak zostawiłem rzeźbę, to od razu wydałem album. Przez jakiś czas publikowałem w fanzinach. Album udało mi się wydać dopiero wtedy, gdy zrezygnowałem w swoich pracach z dymków i tekstów. Zatem dopiero komiksy nieme pozwoliły mi zaistnieć na serio w świecie historii obrazkowych. Oficjalnie zadebiutowałem „Priapem” (jeszcze nie ukazał się po polsku – przyp. red.), choć tak naprawdę moja pierwsza pełnometrażowa opowieść, pozbawiona słów, jaką stworzyłem, to „Syn swojego ojca”. Początkowo odmówiono mi publikacji tego komiksu, wydano go dopiero kilka lat po sukcesie „Priapa”.

Dlaczego sztuka renesansowa jest dla Ciebie tak istotna?
Po pierwsze dlatego, że interesuję się historią. Po drugie – malarstwo renesansowe, w wielu wypadkach, jest bardzo narracyjne. Sporo obrazów przedstawia jakąś historię, co pozwala mi tworzyć komiksy pozbawione tekstu. Właśnie z malarstwa renesansowego wzięła się u mnie ta teatralizacja gestu, o której wspomniałeś, czy zamiłowanie do stosowania symboliki lub pewnych kodów. I pewnie jeszcze „pożyczyłem” sobie z tego renesansu sporo rzeczy, których do końca nie jestem świadomy.

Czy łatwiej tworzy Ci się klasyczny komiks z dymkami czy komiks niemy? Na czym polegają podstawowe różnice w pracy nad nimi?
Kiedy wymyślam sobie w głowie historię, nie zakładam z góry, że będzie ona przedstawiona w komiksie pozbawionym tekstu. Dopiero później, kiedy nad nią pracuję – muszę swoje pomysły w pewien sposób przefiltrować i starać się ją dostosować do tej niemej formuły. Komiks niemy wymusza rzecz jasna stosowanie odpowiednich strategii, żeby klarownie przedstawić historię, a do tego jeszcze – w sposób niewerbalny – oddać pewne niuanse psychologiczne i relacje między bohaterami.

A jakie są to strategie?
Bardzo istotne jest granie postawami postaci, wyrażaniem ich emocji przez mowę ciała. Szczególnie skupiam się na rękach – jeśli dana postać „mówi” np. do innej postaci, to często wskazuje na nią dłonią. Staram się stosować alegorie i symbole. Na przykład w „Priapie” są to zmieniające się zwierzęta, które niosą jakiś sens. Od niedawna także dodatkowym środkiem wyrazu stał się dla mnie kolor, bo przez lata robiłem komiksy czarno-białe.

Z jakiego powodu postanowiłeś w ogóle zrezygnować ze słów w swoich komiksach. Słowa były zbyt dosłowne, banalne?
Zrezygnowałem ze słowa, bo posługiwanie się nim wymaga umiejętności pisarskich. A ja nigdy nie zostanę pisarzem. Poza tym rezygnacja ze słowa była dla mnie swego rodzaju stymulacją artystyczną. Zmusza mnie do większej kreatywności i większej inwencji. Nie używając słów, zmuszam czytelnika, by zwrócił większą uwagę na symbole, gesty, ruch, czytał uważniej i wolniej. A najchętniej wielokrotnie.

Ludzie czytają komiksy zbyt szybko
Autor:  Sebastian Frąckiewicz
CZYTAJ DALEJ >>>