OuLiPo, czyli literacka międzynarodówka

Jacques Jouet w rozmowie z Piotrem Kieżunem

W Polsce ukazały się jego dwie krótkie powieści: „Mój piękny autobus” i „Dzikus”. Jest to jednak twórca, który zdążył wykorzystać wszystkie dostępne formy literackie. O tym, czym jest OuLiPo, do którego należy, dlaczego pisanie przypomina grę w szachy i w jaki sposób formalizm zapewnia twórczą swobodę, opowiada „Kulturze Liberalnej” Jacques Jouet.

Piotr Kieżun: Czy napisał pan już dzisiaj swoją codzienną porcję poezji?
Jacques Jouet: Jeszcze nie. Mam już jakiś pomysł, ale nie zdążyłem przelać go na papier.

Pytam o to, ponieważ wiem, że przed dwudziestoma dwoma laty postawił pan przed sobą ambitne zadanie komponowania jednego wiersza dziennie. To postanowienie nie dziwi, jeśli zwróci się uwagę na fakt, że należy pan do słynnej grupy OuLiPo (Ouvroir de littérature potentielle)*założonej przez Raymonda Queneau i François Le Lionnais, a więc przez pisarza i matematyka. Uwalniacie literaturę od przypadkowości, poddając ją tzw. przymusom. Np. Georges Perec pisze powieść bez użycia samogłoski „e” – najczęściej występującej głoski w języku francuskim. Od razu pojawia się wątpliwość, czy nie mamy tu do czynienia ze skupianiem się na środkach zamiast na celu? Czy rzeczywiście przymus pisania jednego wiersza dziennie pozwala panu wzbogacić swoje pisarstwo, czy stanowi jedynie stylistyczne ćwiczenie, niczym systematyczne ćwiczenie gry na skrzypcach?

Codzienne pisanie wiersza to raczej zobowiązanie, a nie przymus w rozumieniu OuLiPo. I nie przypomina ono bynajmniej serii ćwiczeń. W dniu, w którym zacząłem ten eksperyment, zmieniło się również moje życie. Oczywiście, nie jest żadną trudnością dotrzymać zobowiązania z punktu widzenia czystej wytwórczości. Nie poświęcam piętnastu godzin dziennie, żeby napisać wiersz dnia. Jednak ta regularność zmienia życie w takim sensie, że za każdym razem muszę wymyślić coś, nad czym mógłbym pracować, muszę znaleźć teren dla wiersza, nie tylko po to, by go stworzyć, ale również, żeby coś powiedzieć.

Nie staje się to jednak z czasem czymś mechanicznym? Kilka tysięcy napisanych przez pana wierszy to co prawda nie „Sto tysięcy miliardów wierszy” Queneau, które są iście słowotwórczą maszyną, ale przy takiej liczbie trudno nie popaść w rutynę.

Jeśli tylko zachodzi ryzyko, że moje pisanie stanie się mechaniczne, natychmiast interweniuję. Szukam innych sytuacji, zastanawiam się nad nowymi procedurami.

Przez wielu moich znajomych oulipijskie przymusy są traktowane jako językowa gra, szarada, innymi słowy – dobra zabawa. Jednocześnie uważają, że to czysty formalizm, który mało ma wspólnego z prawdziwą literaturą.

Jestem przyzwyczajony to tego rodzaju krytyki. Również we Francji. Mamy tu do czynienia z niezrozumieniem, czym są przymusy. To sposób na to, by rozszerzyć pole literackich możliwości. Zresztą nie jest to metoda pisarska, którą zaleca się wszystkim piszącym. W OuLiPo nie jesteśmy prozelitami przymusów. Mnie osobiście ich stosowanie pozwoliło na stworzenie bardzo różnych utworów, które wcale nie stanowią monolitu. A jeśli chodzi o zarzut formalizmu, to przyznaję, że jestem w stu procentach pisarzem formalistą. To dla mnie postawa zarówno estetyczna, jak i polityczna. Proszę pamiętać, że antyformalizm był na przykład argumentem stalinowskim.

czytaj więcej >>>