„Podwyżka” pierwotnie miała postać długiego monologowego zdania, ostatecznie Perec rozpisał tę wypowiedź na sześć głosów. Nie przemawiają jednak żywe postacie lecz funkcje logiczne (propozycja, alternatywa, hipoteza pozytywna, hipoteza negatywna, wybór, wniosek). To sztuka bez bohatera i bez klasycznie pojętej fabuły: bezosobowe instancje przedstawiają partyturę możliwych zachowań, z czasem nawet zaczynają się ze sobą kłócić, co przydaje całej tej kombinatoryce humorystycznego rysu. W pewnym sensie to widz staje się bohaterem – czyli urzędnikiem, walczącym z bezduszną biurokracją. Taki jest bowiem temat sztuki, a precyzuje go podtytuł: „Jak, bez względu na warunki sanitarne, psychologiczne, klimatyczne, ekonomiczne i inne, uzyskać jak największe szanse, zwracając się do kierownika działu o podwyższenie płacy”. Bezimienny bohater staje wobec bezdusznej machiny, toczy bój o podwyżkę, która bez wątpienia mu się należy, ale zamiast niej dostaje jedynie honorowy medal. Potężne przedsiębiorstwo, którym rządzi enigmatyczny regulamin, nabiera dość złowieszczego wydźwięku i ciąży w stronie kafkowskiej paraboli. Równocześnie powagę tej ponurej, fatalistycznej wizji rozsadza od środka nieodparty komizm samej procedury wadzenia się propozycji, hipotez i alternatyw.
W „Schowku Parmentier” mamy już sześć postaci, choć trudno by je nazwać postaciami „z krwi i kości”, gdyż są one całkowicie pozbawione jednostkowej tożsamości. Dlatego właśnie wchodzą w rozmaite role, znane z nowszej (Beckett, Ionesco) i dawniejszej (Szekspir) dramaturgii. Jak łatwo się domyślić, postacie te mówią wyłącznie cudzym tekstem. Cały utwór przypomina kolaż, złożony z dziesiątków cytatów ze znanych sztuk i konwencji, często mocno skontrastowanych (monologi Hamleta czy Don Juana sąsiadują z pouczeniami poradnika rolniczego o uprawie ziemniaków). Nie chodzi przy tym jedynie o refleksję metateatralną; Perec nie zadowala się badaniem możliwości samego medium, lecz rozszerza refleksję o teatralności (o granicy między fikcją a rzeczywistością, między odtwarzaniem i kreowaniem) na inne obszary. Aktorzy – jak w Borgesowskich „Dociekaniach Averroesa”, do których dramat nawiązuje – przypominają nieco szaleńców; skazani na autokreację, powołują do życia światy, które zyskują pozór realności. Raz za razem światy te obnażają jednak swoją sztuczność, rozsypują się w bezlik przytoczeń, rozpadają na nieme i puste znaki. Aby to zainscenizować potrzeba radykalnego, ikonoklastycznego gestu, który Perec – jeden z ostatnich wielkich awangardzistów XX wieku – wykonuje z niedbałą elegancją i jakby od niechcenia.
Jerzy Franczak, „TP” 6/ 2010