Pół roku temu wydawnictwo Lokator opublikowało Fabrykę Nicolasa Presla, a już w tym miesiącu na półkach księgarskich zagościła Boska kolonia, kolejny opasły album tego niepospolitego artysty.

Fakt wydawania przez Lokatora komiksów Nicolasa Presla (na grudzień zapowiedziany jest kolejny –Syn swojego ojca) można śmiało uznać za jedno z wydarzeń roku. Boska kolonia potwierdza dobre wrażenie – to jego kolejny bardzo udany album, zarówno pod względem fabularnym, jak i artystycznym. Bez mrugnięcia okiem pragnę polecić go wszystkim, którzy w opowieściach obrazkowych szukają nie tylko rozrywki, ale też bardziej ubogacających doświadczeń.


Głównym bohaterem komiksu jest syn możnowładcy jednego z europejskich państw doby renesansu. Wkraczającego w wiek męski chłopaka nawiedzają koszmary, ukazujące mu obrazy otchłani piekielnych. Wydaje mu się, że jedyną formą ucieczki, będzie popularna w środowisku, z którego się wywodzi, religia. W międzyczasie zostaje wysłany przez swojego ojca do włości w koloniach. Na miejscu zastaje zupełnie nowy świat. Szokuje go niezwykłe okrucieństwo z jakim koloniści traktują kolonizowanych, a śmiało eksponowana uroda tubylczych kobiet staje się dlań źródłem nowych pokus. Podczas żarliwej modlitwy objawia mu się poeta (możliwe, że to sam Wergiliusz, bądź Dante),który zostaje przewodnikiem młodzieńca. Prowadzi go przez kolejne kręgi piekielne, ukazując mu brutalną historię cywilizacji zachodniej. Zaczynając od starożytności, a kończąc na XX wieku, przedstawia mu szereg postaci, które cierpią katusze za straszliwe grzechy popełnione wobec bliźnich. Kolejne kręgi mają stanowić przestrogę dla młodego człowieka. Czy zrozumie przekaz i wyciągnie naukę z lekcji poety?

Nie sposób przejść obojętnie wobec talentu narracyjnego Presla. Artysta z wyjątkową swobodą tworzy swoje nieme historie. Obrazy, gesty i symbole sprawiają, że wszelkie słowa są zupełnie zbędne. Autor wciąga czytelnika w swój świat, zręcznie przechodząc od sceny do sceny i z każdą kolejną stroną buduje paranoiczny nastrój.

Styl graficzny Boskiej kolonii nie odbiega od maniery, którą zaprezentował w Fabryce. Mimo, że sceneria obu utworów różni się niemalże wszystkim, to jednak kreska oddaje obie historie równie dobrze. Bo wprawdzie dekoracje faktycznie są inne, ale wymowa obu opowieści jest niemalże ta sama – artysta podejmuje tematykę relacji jednostka kontra tłum oraz wpływu wielkich idei na życie człowieka.

Presl pokazuje swoich bohaterów z różnych ujęć, często zaburzając perspektywę. Taki zabieg pozwolił jeszcze bardziej uwiarygodnić ich wewnętrzne rozterki i cierpienia. Wszystkie postaci ludzkie narysowane są w wykoślawionym stylu, nawiązującym silnie do prac Pabla Picassa. Francuski artysta akcentuje szpetotę i monstrualność, jego bohaterowie są brzydcy oraz ociężali. Ich masywne sylwetki z trudem mieszczą się w kadrach, przybierając dziwne pozy. Szczególnie jest to widoczne w przypadku głównego bohatera. Czytelnik ma wrażenie, że młodzian miota się po kadrach jak opętany, powodowany strasznymi wizjami i kuszeniem jego własnych demonów. Drastyczne sceny, których autor nie szczędzi czytelnikom, nie są wplecione dla samej radości pokazywania krwi – bez nich komiks nie miałby takiej siły oddziaływania.

Obcowanie z Boską kolonią nie należy do przeżyć przyjemnych, w potocznym znaczeniu tego słowa. To dzieło ponure, pozostawiające czytelnika w stanie przygnębienia. Lektura nie zostawia wątpliwości co do natury ludzkiej, autor niemalże na każdej stronie przypomina, jak ułomną istotą może być człowiek. Uderza celnie i boleśnie, zmuszając odbiorcę do zastanowienia się nadkwestiami dotyczącymi istoty człowieczeństwa.

Jerzy Łanuszewski – GILDIA .PL 18.10.2013