Debiutancki tom poezji Atheny Farrokhazd to połączenie wściekłego ataku na dyktaturę, pełnej żalu opowieści o imigracji, refleksji o języku, który kłamie i zaciemnia oraz historii rodziny szukającej swojego miejsca.
Trudno wyliczyć, ile wątków mieści się w dość niewielkim tomie poetyckim młodej, urodzonej w 1983 roku poetki. Farrokhzad pochodzi z Teheranu, ale większą część życia spędziła w Szwecji, tam wykłada creative writing i pisze do „Aftonbladet”. Justyna Czechowska przełożyła na język polski jej debiutancki tom, który ukazał się w 2013 roku, a w międzyczasie został przetłumaczony na angielski i przerobiony na sztukę teatralną. Właściwie wystawienie Cyklu białego na scenie nie wymagało większych zmian – bo cały ten tom nie składa się z tradycyjnie rozumianych wierszy, ale właśnie z fragmentów wypowiedzi, które balansują na granicy liryki i dramatu. Kolejne fragmenty to wypowiedzi poszczególnych osób, członków jednej rodziny: matki, ojca, brata, babki i wuja. Głosu nie zabiera tylko ta postać, do której kierowane są te słowa, córka, dość boleśnie przeżywająca relację z matką:
Matka mówi: Napisz tak
Matki i języki są do siebie podobne
Nieustannie o wszystkim kłamią
Ich język pozbawiony jest metafor, ale wcale nie posługuje się plastyczną dosłownością. Przeciwnie, Farrokhzad używa niejednoznacznego obrazowania, wprowadza szereg scen i nawiązań symbolicznych, w zawoalowanej formie mówi o wojnie, torturach, zabijaniu przeciwników politycznych, strachu i terrorze, na którym opiera się dyktatura. To przed nią ucieka rodzina, to jej ofiarami byli rodzice i wuj.
Ojciec mówi: Ile zniesie ludzki tłuszcz
Nim uderzenia batem się utrwalą
Ojciec mówi: Jeśli zapomnisz alfabet
Znajdziesz go na moich plecach
Ich doświadczenie przechodzi na młodsze pokolenie, wojna dotyka brata i główną narratorkę jako pamięć starszych, wszyscy odczuwają te same lęki, bo są świadomi trwałości przemocy i nietrwałości pokoju. Zasadniczą funkcją tego świata staje się wojna, przemoc.