Charakterystyczna kreska Nicolasa Presla tym razem przybiera na przemian postać gęstej, miękkiej sierści niedźwiedzia oraz smukłej sylwetki człowieka. Z jednej strony – zwierzę, z drugiej ludzie. Obrazy zaczynają się na siebie nakładać, wynikiem czego powstaje postać nie należąca ani jednego, ani do drugiego świata. W ten sposób Presl powołuje do życia kolejnego „obcego”, „wykluczonego”. Jest to figura, która pojawia się zarówno w „Fabryce” jak i w „Boskiej komedii”, oglądamy ją w kontekście historycznym, geograficznym, filozoficznym. W „Fabryce” obcym i zagrożonym było dziecko o sześciu palcach; w „Boskiej kolonii” byli to zarówno „dzicy” mieszkający na odległych kontynentach jak i Europejczycy wprowadzający nowe porządki na nieznanym lądzie. Tym razem temat obcego analizujemy w nowej odsłonie. Hybryda niedźwiedzio ludzka jest tutaj nad wyraz człowiecza. Wszystkim rządzi fatum, a może natura – w pewnych momentach to jest nierozerwalne, bo w opowieści Presla natura jest nieugiętym fatum. Myślistwo, uprawomocniony w kulturze atawistyczny instynkt zabójcy, krzyżuje ze sobą ścieżki mężczyzny i niedźwiadka: człowiek ingerujący w życie natury bierze na siebie odpowiedzialność post fatum – przygarnia niedźwiadka, którego matkę zabił. Wychowuje młode na użyteczne w świecie ludzi – uczy go żonglowania, stawania na tylnych łapach, tańca i wykonywania innych sztuczek ku uciesze gawiedzi. Pierwsze pokolenie niedźwiedzie należy jednak dużo bardziej do lasu niż do miasta i jarmarku – podczas jednego z występów bezmyślna złośliwość pewnego chłopca prowokuje niedźwiedzia do ataku. Pociągnięty do odpowiedzialności mężczyzna zostaje wtrącony do więzienia, a niedźwiedź zostaje pozbawiony łapy, pozostaje jednak na wolności. Wtedy dochodzi do mezaliansu międzygatunkowego, wynikiem którego jest dziecko w dużej mierze człowiecza, ale noszące na silnych barkach niedźwiedzią głowę. Na świat przychodzi drugie niedźwiedzie pokolenie, które przynależy już bardziej do świata ludzkiego niż zwierzęcego, a przynajmniej ma taki potencjał, bo o przynależności całkowitej nie może być mowy. Rodzi się inny, który właściwie nie jest u siebie ani w mieście, ani na łonie przyrody. Wysłany na nauki dorasta wśród ludzi rozwijając w sobie wszelkie ludzkie cechy i umiejętności. Targany jest jednak skrajnymi emocjami, poszukuje swojego miejsca, próbuje znaleźć wyraz dla własnego zagubienia. Aż wreszcie zaczyna żyć życiem dorosłego mężczyzny rodzaju ludzkiego. Poznaje kobietę, zapoznaje ją ze swoimi rodzicami i przy tej okazji idzie na polowanie. Niedźwiedź, który jest człowiekiem, na polowanie zabiera strzelbę. Nieuniknione jest spotkanie tej dwójki z dzikim niedźwiedziem. Co zrobi, kiedy natknie się na niego natknie. I co zrobi jego ojciec, który go wychował.
Presl nieustannie pyta kim jesteśmy, na ile jesteśmy ludźmi, na ile jesteśmy zniewoleni przez kulturę, na ile przez naturę i geny. Najbardziej poruszająca jest próba odnalezienia siebie, którą podejmuje młodzieniec. Korzysta ze wszystkich sposobów, których nauczyli go ludzie, aby wyrazić siebie i jednocześnie odnaleźć własną tożsamość, zlokalizować problem, uporać się z nim. Tonie w książkach, w literach, własnymi ekskrementami maluje płótna przedstawiającego jego samego splecionego w miłosnym uścisku z kobietą, próbuje zbudować związek. Ale czy to oznacza, że jego instynkt zostaje zwyciężony? Czy może tylko trwa w stanie uśpienia? Presl sugeruje pewne rozwiązania i odpowiedzi, ale zaraz sam je podważa. Bo czy możliwa jest ucieczka od własnej natury? Czy nie jest naturalne uczenie się na własnych błędach?
Powieść snuta bez słów nie tylko stwarza ryzyko szerszej interpretacji i odczytań niezgodnych z intencją; brak słów kumuluje w sobie prawdę, jaką są zwykłe sceny z życia pozbawione otoczki ideologicznej, która kryje się za słowami. Jest to przejmujące i niepokojące studium natury, aberracji, wykluczenia, próba odpowiedzi na wymagania, jakie stawiam kultura. A odpowiedzi, jak wiadomo, wcale nie są wcale oczywiste.
Syn swojego ojca, Nicolas Presl, Lokator.
ULA JANKOWSKA – FUTU 4/2014