Georges Perec
Urodziłem się. Eseje
Wyd. I, LOKATOR
Kraków 2012
„Pamiętam jak powiedziano mi, zanim się z nim zetknąłem, że Georges Perec lubi się zdrowo pośmiać. Człowiek, którego poznałem, był pełen rozpaczy, ale w towarzystwie rzucał kalambur za kalamburem, nerwowo, nieomal kompulsywnie” – wspominał przed laty Harry Mathews. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten lapidarny konterfekt chwyta zasadniczą, acz nie zawsze zauważalną cechę pisarstwa francuskiego twórcy. W nader rozmaitych książkach Pereca rygor formalny jest bowiem lekiem na pustkę tego, co rozciąga się poza nim, zaś nieskończona mnogość językowych konceptów – geometryczną odwrotnością bezdennej rozpaczy. Nadorganizacja formalna sąsiaduje z otchłanią szaro-codziennie znikliwych doświadczeń, a nagromadzenie nazw przedmiotów i szeregi wyliczeń są sposobem bycia rzeczy materialnych. Jeśli dziwne i zaskakujące to pisarstwo, to właśnie mocą sprawczą fundujących je konceptów, performatywną siłą świadomego do bólu gestu twórczego.
Przymus i wolność × Pustka i konieczność
Dziesiątego stycznia 1959 roku odbyło się w Paryżu zebranie redakcji pisma „Arguments”, podczas którego głos zabrał Georges Perec. Opowiadał o swoich niedawnych doświadczeniach spadochroniarza we Francuskich Siłach Zbrojnych, o swoim kolejnym – piątym lub siódmym skoku. Wspominał, że jakkolwiek wykonywał dobrze sobie już znane gesty i czynności, bał się i często ten lęk był o tyle bardziej obezwładniający, że dotyczył tego, co już znane. „Bałem się nawet bardziej, bo wiedziałem, co będzie dalej – mówił. – Wszyscy podchodzimy do drzwi. Im bliżej nich jesteśmy, tym mniejszą mamy świadomość. To, co pozostaje, to ta chęć, chęć wyrwania się z marazmu… (…) W pewnym momencie stoimy przed pustką. Stoimy przed drzwiami, a czterysta metrów pod nami jest… czterysta metrów pod nami jest ziemia, czyli nie ma nic. Pod nami nie znajduje się nic. I musimy skoczyć. (…) …nie możemy szukać schronienia na przykład w nihilizmie, albo nawet w intelektualizmie (…) Stoimy przed pustką i nagle musimy skoczyć. (…) Musiałem skoczyć, rzucić się w przestrzeń, aby przekonać się, że mogło to mieć jakiś sens, konsekwencje, o których nawet sami nie wiedzieliśmy”.
Georges Perec, francuski pisarz, eseista, członek OULIPO i fascynat wszelkich szarad, krzyżówek, układanek oraz matematycznie ścisłych uporządkowań, wywodził się z biograficznej i generacyjnej pustki. Jego ojciec zginął na froncie drugiej wojny światowej, matka prawdopodobnie w Oświęcimiu. Wychowywany przez rodzinę ojca, dorastał pozbawiony nie tylko rodziców, ale także ciągłości i zakorzenienia w (żydowskiej) kulturze swoich przodków. Pustkę nie do zasypania, która poprzedzała jego tożsamość, nieustannie próbował w wielu swoich tekstach okiełznać rozrastającym się kosmosem formalnych ograniczeń, na jakich opierał reguły przyświecające swemu pisarstwu. Wyrastając z biograficznej próżni, z tekstu na tekst rzucał się w nieoznaczoność kolejnych przestrzeni literackich, zarazem precyzyjnie konstruowanych i z jeszcze większą skrupulatnością rozregulowywanych od środka mocą tych samych gestów twórczych. Pustka, autobiografizm i formalna konkretność nieskończoności – to znaczy absolutnej wolności w dobieraniu kolejnych ograniczeń – znajdują wspólny mianownik w tekstach literackich i esejach Pereca. Coraz częściej tłumaczonych na język polski, coraz lepiej wydawanych, coraz skrupulatniej komentowanych.
Adnotationes bibliographicae
Pisarstwo Pereca jest w Polsce znane i szeroko omówione. „Rzeczy”, „Człowiek, który śpi”, „Gabinet kolekcjonera” (w dwóch różnych tłumaczeniach!), liczne inne teksty oraz komentarze polskich i zagranicznych badaczy umożliwiły polskiemu czytelnikowi zapoznanie się z dorobkiem autora „Życia instrukcji obsługi” (Italo Calvino określił tę powieść mianem „ostatniego wielkiego wydarzenia w historii powieści”). Teraz mamy możliwość zapoznania się z dorobkiem eseistycznym Pereca. „Urodziłem się. Eseje” to tak naprawdę cztery niewielkie zbiory tekstów Francuza połączone jedną okładką. Jacek Olczyk, pomysłodawca i zawiadowca pięknie zaprojektowanej i wydawanej serii Literatura Potencjalna (Wydawnictwo Lokator), zebrał pod jednym tytułem artykuły opublikowane nad Sekwaną w tomach: „Myśleć/Klasyfikować” („Penser/Classer”, 1985 r.); „Podzwyczajność” („L’infra-ordinaire”, 1989 r.); „Urodziłem się” („Je suis né”, 1990 r.); „Cantatrix Sopranica L.” („Cantatrix Sopranica L.”, 1991 r.). W polskiej edycji dodano jeszcze trzy osobne teksty.
Żeby słowa i zdania nie zakłócały lektury
Mówienie jest trudne. Rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo. By zakomunikować najprostszą rzecz, na przykład „Ala ma kota”, musimy użyć dwóch rzeczowników i jednego czasownika, podmiotu i orzeczenia, formy zdania oznajmującego, gramatycznego czasu teraźniejszego i wszystko to uzgodnić z regułami polskiej składni. O ileż trudniejsze jest pisanie – na przykład tzw. literatury – gdy jeszcze trzeba uczynić zadość wymogom obranego stylu, ramie gatunkowej, a wszystko powinno być głębokie, ciekawe, porywające oraz dobrze napisane. Gros tekstów literackich, zwłaszcza poetyckich, od zawsze pisanych było z zastosowaniem rozmaitych dodatkowych ograniczeń, wymogów formalnych, jak układy akcentów i rymów, konstrukcja wersów oraz strof, rozkład intonacji etc. I jakkolwiek nie zawsze zwracamy na konstrukcję tekstu literackiego dostateczną uwagę, jej specyfika nieodmiennie warunkuje naszą lekturę. A warto pamiętać, że obok tradycyjnie pojmowanej produkcji i komunikacji literackiej rozwija się od antyku linia tzw. literatury kombinatorycznej. Jej twórcy posługują się wszelkiego autoramentu akrostychami, anagramami, centonami, hypogramami, lipogramami, palindromami, pangramami, rakami, tautogramami oraz zagadkami arytmetycznymi ucieleśnianymi w materii literackiej i literowej.
W tradycji katolickiej niewątpliwym patronem takiego podejścia do komunikacji językowej jest Jezus Chrystus, który na pytanie Poncjusza Piłata: „Quid est veritas?” („Co to jest prawda?”) odpowiedział anagramem: „Vir est qui adest” („Człowiek, który stoi przed tobą”). Od roku 1960 mistrzowie tej tradycji gromadzą się pod szyldem OULIPO – Warsztatu Literatury Potencjalnej (Ouvroir de littérature potentielle). Do najwybitniejszych z nich, obok Raymonda Queneau, Italo Calvino i Harry’ego Mathewsa (by wymienić najbardziej w Polsce znanych), należy z całą pewnością Georges Perec, którego maestrię w zakresie formalnego manieryzmu poświadcza wspomniany powyżej tom esejów.
W kolejnych artykułach Perec zajmuje się m.in. technikami ciała związanymi z czynnością lektury, podaje 81 prostych przepisów kulinarnych, cytuje treść 243 pocztówek bądź opisuje zmiany dotykające jedną ulicę na przestrzeni trzech lat. Wszystko w lekkim i przyjemnym stylu, nienastręczającym się czytelnikowi, wciągającym go w wir skojarzeń i konceptystycznych przygód. Wszystko w oparciu o piekielnie przemyślane mechanizmy, których nie sposób odkryć na powierzchni tekstu. Na przykład powtarzalność królików, grasic cielęcych oraz soli – zestawionych z precyzyjnie dobranymi sosami, przyprawami i sposobami podania, spina równanie matematyczne, którego wynik wskazany jest w tytule artykułu („81 = 34”). Inne zasady będą rządzić wyliczeniem 37 rzeczy, które pisarz powinien zrobić przed śmiercią czy pastiszami tekstów naukowych (jeden z nich to rzetelna, naukowa analiza reakcji wrzaskorycznej u śpiewaczki operowej obrzuconej pomidorami).
Co istotne, „Urodziłem się” napisane jest tak, że żadnych ograniczeń i przymusów formalnych nie tylko nie widać, ale w dodatku same teksty skrzą się niewymuszoną lekkością gestów twórczych pełnych intelektualnej dezynwoltury. Eseje Pereca, jak zresztą i jego proza, to w pierwszej kolejności dobra, dobrze napisana i sprawiająca przyjemność, w gruncie rzeczy ludyczna literatura.
Moim problemem byłoby raczej dotarcie do szczerości
Dwa gesty zderzają się w pisarstwie Pereca. Po pierwsze: nieustanna chęć dotarcia do źródeł tego, co należy do osobistego doświadczenia pisarza – ten gest odpowiada za autobiograficzny i ześrodkowany na fascynacji codziennością wymiar pisania. Po drugie: prymat oraz precesja uporządkowań, klasyfikacji, matematycznych zworników fabuły czy narracji – ten gest odpowiada za autobiograficzny i ześrodkowany na fascynacji tym, co pozaindywidualne oraz generatywne dla wszelkich układów językowych i literackich, wymiar pisania. „Problemy mojego wnętrza są mi trochę obojętne, a dokładniej, nie uważam już ich za prawdziwy punkt wyjścia” pisze Perec i w innym miejscu wyznaje: „Prowadziłem dziennik. Notowałem spożywane posiłki… (…) Robiłem to kompulsywnie! Ze strachu, że zapomnę!”. Literatura jest generatorem fikcji, jak poświadcza pisarstwo Pereca, język zaś przestrzenią zatraty prawdy i przezroczystości. Ale literatura, język oraz wszelkie ich układy, na przykład wyliczenia, są też narzędziami odnajdywania residuum autentyczności. Pustka Ja (wszak to tylko zaimek osobowy) łączy się tutaj z porządkiem literackiej kombinacji, artystycznego konceptu. I właśnie ten koncept – przyklejony do pustki, nadbudowany nad nią, postępujący za nią – umożliwia piszącemu, to znaczy posługującego się językiem Ja, bycie szczerym. W tym sensie Perec zmieniający w każdym ze swoich tekstów mechanizm je generujący, Perec stosujący coraz to nowe przymusy i ograniczenia, jest człowiekiem początku, wciąż ponawianego rozpoczynania na nowo (czyż nie tak Maurice Blanchot określał kiedyś egzystencję Żyda?), i nieustannie pisze o sobie. Perec pełen rozpaczy jest dokładnie tym, który sypie z rękawa kolejnymi kalamburami. Między pustką i nicością a nieskończonością językowej nadorganizacji jest zawsze Ja, które zamanifestować się może tylko w kolejnej enumeracji, umiejscowić w następnym anagramie, to znaczy w sytuacji niezakorzenienia, w miejscu nieustannej zmiany, na statku Argo.
Georges Perec, Urodziłem się. Eseje
Tłumaczenie zbiorowe: Jan Gondowicz, Ewelina Kuniec, Monika Ławniczak, Michał Paweł Markowski, Anna Olczyk, Jacek Olczyk, Tadeusz Pióro, Agata Rębkowska, Ewa Wieleżyńska, Adam Zdrodowski
Redakcja: Jacek Olczyk
Wyd. Lokator, 2012