Wydawnictwo LOKATOR,
Kraków 2008 

redakcja: M.Frukacz
opracowanie: PIO
wstęp: M.Giżycki

wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-925217-6-1
wersja językowa: PL

Ostatnio w kilku notkach próbowałam jako tako przybliżyć, jak wygląda tak zwana młoda polska animacja. Jako tako, ponieważ nie widzę większego sensu w suchym jedynie pisaniu o czymś, co nie jest bliżej znane i z czym przede wszystkim ciężko się bliżej zapoznać. Nie mówiąc już o możliwości zaprezentowania tego na blogu. Sytuacja trochę jak z muzyką starożytnych Greków – opisy, rekonstrukcje, a nikt właściwie nie wie, jak brzmiała. To nieco złośliwe porównanie wskazuje na pewne wycofanie, a także archaiczność polskiej animacji, jeśli chodzi o medialność. Poza tym, nie czuję w sobie misji krzewiciela wiedzy na tematy jeszcze nieopisane. Najpierw muszą mi się one podobać, wkręcać, albo być tak złe, kuriozalne, że nie mogę i piszę. Tymczasem, tak zwane młode polskie animacje, poza kilkoma chlubnymi wyjątkami, najczęściej wywołują moją obojętność. 

Dużo więcej serca ma do niej Mariusz Frukacz, jeden z organizatorów OFAFY – corocznego festiwalu polskiej animacji. Także organizator spotkań z młodymi twórcami i pokazów ich filmów w klubie Lokator. To właśnie ich przedłużeniem jest wydana niedawno książka z wywiadami „24 klatki na sekundę. Rozmowy o animacji”. Rozmowy prowadzone są przez człowieka, który od lat siedzi w branży, pracuje jako organizator, selekcjoner, juror, słowem „zna się”, jest blisko. Nic dziwnego, że rozmowy są treściwe – w krótkiej formie udało się przedstawić sylwetki twórców, a także pokazać w zarysie (i na ile to w takiej formie, bez dystansu czasowego jest możliwe), jak wygląda całość zjawiska. Autorowi zależało na zaprezentowaniu możliwie największej różnorodności matriału. Nie przykładał ani klucza polityczności, ani określonych tematów, czy technik. Obok siebie pojawiają się ci pracujący w 3D, celujący w kino komercyjne, jak Tomasz Bagiński i „rękodzielnicy”, jak pracujący w noncamerze, niszowy Wojtek Bąkowski. Obydwaj, a także dziewiętnastu pozostałych twórców, reprezentuje film autorski. Obok charakterystycznej, i chyba jednak dominującej, „polskiej refleksyjności”, pojawia się śmiech, ironia, groteska (Janek Koza, Maciej Majewski), obok abstrakcji – fabuły, obok wypowiedzi programowo zaangażowanych (Tomek Kozak), wypowiedzi w mniejszym lub większym stopniu abstrahujące od polityczności. Jak widać – różnorodnie. I to jest właśnie mianownik, za pomocą którego Mariusz Frukacz podsumowuje twórczość autorów z roczników 70. i 80., próbujących rozruszać polską animację po dwóch dekadach impasu (dlatego pewnie, historycznie – choć nie są to już często dwudziestolatkowie – mówi się tu o młodej polskiej animacji). Autorzy nie mają narzucającego się przeciwnika, by walczyć, mają do wyboru mnóstwo tematów i technik, skupiają się najczęściej na własnym wnętrzu, relacjach międzyludzkich, obyczajowości.

Przyznam, że książki złożone z wywiadów nie należą do moich ulubionych. (Co innego sążnisty wywiad-rzeka z jednym autorem). Takie formy można równie dobrze poskładać w internecie, ale – już mówiłam – polska animacja ma alergię na to medium. Nie trzeba też być specjalistą, żeby je obronić. Jednak oczywiście to nie ten przypadek – wywiady Frukacza są rzeczowe, dobre zrobione, okiem specjalisty. Jednocześnie nie wiadomo dokładnie, do kogo adresowana jest książka. Z założenia to forma popularyzatorska. Ale tak na sucho? Ile osób sięgnie po nią, nie znając filmów? Czy nie powinna być opatrzona płytą? Powinna. Niestety niszowego wydawnictwa klubu Lokator (jaki jest sens wydawania książek popularyzatorskich w niszowych wydawnictwach – to odrębne pytanie), nie było na to stać. Na szczęście równolegle wyszła czwarta część „Antologii Polskiej Animacji”, z płytą. Można na niej znaleźć trzydzieści jeden filmów twórców tego pokolenia. Podobno na jesieni mają ruszyć projekcje zestawów animacji w kinach studyjnych. Z kolei czytelnik, który siedzi w temacie pewnie niewiele dowie się z tak ogólnych wywiadów. Chyba najmocniej książka broni się jako wydarzenie środowiskowe: spotkania wokół niej jednoczą (często twórcy nie znają się), a za tym jest szansa, że powstanie „lobby”, a ludzie, którzy by chcieli robić animacje, a nie wiedzą jak, mogą tu znaleźć kilka podpowiedzi.

Dla mnie książka jest przede wszystkim jaskółką, że coś się ruszy i że komuś się chce.

Joanna Wojdas > popkulturalny.blog.polityka.pl > 2009-05-20