Archiwa tagu: Kultura Liberalna

Łukasz Wróbel > Kultura Liberalna > BURGELIN > PEREC

Wakat. Wokół biografii „Georges Perec” pióra Claude’a Burgelina

Łukasz Wróbel

Książka Claude’a Burgelina to pierwsza biografia Georges’a Pereca dostępna na polskim rynku. Nie jest to jednak zwykły zbiór faktów. Burgelin opowiada o Perecu przez jego dzieło, pod którym kryją się mrok i otchłań wplątane w jego życiorys.

„Historia Pereca-pisarza zaczyna się po Zagładzie i bierze swój początek w popiołach Auschwitz. Będzie powoli narastać wokół tamtej pustki, za pomocą śladów przemienionych w litery, aby na końcu stworzyć konstrukcje zarówno doskonale rygorystyczne, jak i w najwyższym stopniu fantazyjne” – pisze Claude Burgelin, wskazując na klucz, wedle jakiego będzie postępował, pisząc biografię francuskiego architekta literatury.

Cała twórczość Georges’a Pereca obraca się wokół bezkształtu, bieli oraz pustki. Teza Burgelina jest następująca: autor „Człowieka, który śpi” opowiadał o sobie, nigdy o sobie nie opowiadając. Czasem można go zlokalizować jako zwornik „przymusów” [1] generujących powieści, jako nieobecne i puste nic przenikające koncepty, którymi spięte zostały kolejne książki. Czasem w ogóle nie sposób odnaleźć śladów jego obecności. Burgelin pisze biografię człowieka, którego życie wyrastało z egzystencjalnej pustki. Ale nie odnotowuje – co byłoby najprostsze, najbardziej prostackie i niekoniecznie cokolwiek mówiące – jedynie dat, wydarzeń, miejsc przebywania, zamieszkania, nie wymienia przyjaciół, znajomych, nauczycieli, przeczytanych książek, odwiedzonych krajów (a jeżeli tak czyni, to w niewielkim stopniu). Cały ten biografistyczny farsz średnio wypieczonych życiorysów podawanych ku uciesze gawiedzi zainteresowanej małymi sekrecikami życia wielkich pozostawia poza okładkami swojej książki. Michaił Bachtin pisał na przełomie lat 50. i 60., że istnieje pomost wiodący od „czystego autora” do „autora-człowieka”, ale prowadzi wprost do samego rdzenia, najgłębszego jestestwa człowieka (które i tak nie może stać się jednym z obrazów samego utworu). Tak też i Burgelin szuka czegoś dużo głębszego i bardziej autentycznego aniżeli prosta faktografia. Nie o rejestrację wspomnień znajomych pisarza tutaj chodzi, też nie o wspomnienia zawarte w jego książkach. Jeśli już, to o te książki (z ich regułami, „przymusami”) jako możliwe sposoby nawiązywania relacji z przeszłością, jako różne drogi prowadzące do wspomnień, do własnej biografii, do samego siebie. Może i do życia.

CZYTAJ DALEJ >>>

Tomasz Wiśniewski > Kultura Liberalna > RZECZY > PEREC

Fanatycy dobrobytu. O „Rzeczach” Georges’a Pereca

W 1965 r. ukazuje się debiutancka książka Georges’a Pereca „Rzeczy”. Powieść – odczytana jako krytyka rosnącego konsumpcjonizmu – szybko zdobywa uznanie czytelników. Dziś wznowienie jej polskiego przekładu wciąż dużo mówi o otaczającej nas rzeczywistości.

W odróżnieniu od innych dzieł Georges’a Pereca, „Rzeczy” zostały niemal bezzwłocznie przetłumaczone na język polski. Stało się tak nie dlatego, że w latach 60. w Polsce wyjątkowo dbano o wysmakowany gust krajowego czytelnika; wynikło to raczej z troski o szlif komunistycznej wrażliwości. Trudno nie dostrzec, że książka Pereca pozwalała uwiarygodnić obowiązującą w PRL-u narrację na temat moralnej nędzy kapitalizmu. Debiutancka powieść Francuza świetnie się do tego nadawała: jest napisana przez człowieka Zachodu, czyli bezpośredniego świadka domniemanej degrengolady, a jednocześnie stanowi krytykę obsesji konsumpcji, infantylnego egoizmu oraz bezwstydnego przepychu, dodatkowo wieńczy ją sentencja z Karola Marksa. Ten sposób interpretacji „Rzeczy”, szeroko rozpowszechniony i niepozbawiony zasadności, wymaga uzupełnienia, do którego pretekstem jest niedawne wznowienie książki nakładem wydawnictwa Lokator.

CZYTAJ DALEJ >>>

Jacques Jouet dla Kultury Liberalnej

OuLiPo, czyli literacka międzynarodówka

Jacques Jouet w rozmowie z Piotrem Kieżunem

W Polsce ukazały się jego dwie krótkie powieści: „Mój piękny autobus” i „Dzikus”. Jest to jednak twórca, który zdążył wykorzystać wszystkie dostępne formy literackie. O tym, czym jest OuLiPo, do którego należy, dlaczego pisanie przypomina grę w szachy i w jaki sposób formalizm zapewnia twórczą swobodę, opowiada „Kulturze Liberalnej” Jacques Jouet.

Piotr Kieżun: Czy napisał pan już dzisiaj swoją codzienną porcję poezji?
Jacques Jouet: Jeszcze nie. Mam już jakiś pomysł, ale nie zdążyłem przelać go na papier.

Pytam o to, ponieważ wiem, że przed dwudziestoma dwoma laty postawił pan przed sobą ambitne zadanie komponowania jednego wiersza dziennie. To postanowienie nie dziwi, jeśli zwróci się uwagę na fakt, że należy pan do słynnej grupy OuLiPo (Ouvroir de littérature potentielle)*założonej przez Raymonda Queneau i François Le Lionnais, a więc przez pisarza i matematyka. Uwalniacie literaturę od przypadkowości, poddając ją tzw. przymusom. Np. Georges Perec pisze powieść bez użycia samogłoski „e” – najczęściej występującej głoski w języku francuskim. Od razu pojawia się wątpliwość, czy nie mamy tu do czynienia ze skupianiem się na środkach zamiast na celu? Czy rzeczywiście przymus pisania jednego wiersza dziennie pozwala panu wzbogacić swoje pisarstwo, czy stanowi jedynie stylistyczne ćwiczenie, niczym systematyczne ćwiczenie gry na skrzypcach?

Codzienne pisanie wiersza to raczej zobowiązanie, a nie przymus w rozumieniu OuLiPo. I nie przypomina ono bynajmniej serii ćwiczeń. W dniu, w którym zacząłem ten eksperyment, zmieniło się również moje życie. Oczywiście, nie jest żadną trudnością dotrzymać zobowiązania z punktu widzenia czystej wytwórczości. Nie poświęcam piętnastu godzin dziennie, żeby napisać wiersz dnia. Jednak ta regularność zmienia życie w takim sensie, że za każdym razem muszę wymyślić coś, nad czym mógłbym pracować, muszę znaleźć teren dla wiersza, nie tylko po to, by go stworzyć, ale również, żeby coś powiedzieć.

Nie staje się to jednak z czasem czymś mechanicznym? Kilka tysięcy napisanych przez pana wierszy to co prawda nie „Sto tysięcy miliardów wierszy” Queneau, które są iście słowotwórczą maszyną, ale przy takiej liczbie trudno nie popaść w rutynę.

Jeśli tylko zachodzi ryzyko, że moje pisanie stanie się mechaniczne, natychmiast interweniuję. Szukam innych sytuacji, zastanawiam się nad nowymi procedurami.

Przez wielu moich znajomych oulipijskie przymusy są traktowane jako językowa gra, szarada, innymi słowy – dobra zabawa. Jednocześnie uważają, że to czysty formalizm, który mało ma wspólnego z prawdziwą literaturą.

Jestem przyzwyczajony to tego rodzaju krytyki. Również we Francji. Mamy tu do czynienia z niezrozumieniem, czym są przymusy. To sposób na to, by rozszerzyć pole literackich możliwości. Zresztą nie jest to metoda pisarska, którą zaleca się wszystkim piszącym. W OuLiPo nie jesteśmy prozelitami przymusów. Mnie osobiście ich stosowanie pozwoliło na stworzenie bardzo różnych utworów, które wcale nie stanowią monolitu. A jeśli chodzi o zarzut formalizmu, to przyznaję, że jestem w stu procentach pisarzem formalistą. To dla mnie postawa zarówno estetyczna, jak i polityczna. Proszę pamiętać, że antyformalizm był na przykład argumentem stalinowskim.

czytaj więcej >>> 

Bez słów: trzy razy Nicolas Presl -Tomasz Pindel – Kultura Liberalna

Nicolas Presl nie potrzebuje słów, by snuć swoje subtelne i mroczne historie o doświadczeniu zagłady, koszmarze kolonializmu i przekleństwie genetycznego obciążenia. Opowiada je nam wyłącznie przy użyciu środków graficznych, wpisując się jednocześnie w szlachetną tradycję twórców-mizantropów.

Presl uprawia najczystszą formę opowieści rysunkowej. Gdybyśmy mieli być gatunkowymi purystami, powinniśmy unikać w odniesieniu do jego albumów określenia „komiks”, bo przecież zasadą komiksu jest splatanie tekstu z rysunkiem – a tu tekstu nie ma wcale (na szczęście „niemych” komiksów jest tak naprawdę sporo, więc nie trzeba zaprzątać sobie głowy terminologiczną precyzją). Tym, co rzuca się natychmiast w oczy, jest bardzo charakterystyczna kreska rysownika, widoczna przede wszystkim w postaciach ludzkich, ale konsekwentnie stosowana w całości obrazu. Rzeczywistość wyrysowana w czerni i bieli przez Presla wydaje się już na pierwszy rzut oka spotworniała: ludzkie twarze są okropne, zniekształcone, kanciaste, często mają w sobie coś rybiego (te wielkie ślepia) albo po prostu monstrualnego (profile, nosy, mimika) i karykaturalnego, przy czym jest to karykatura w ogóle nieśmieszna, za to wydobywająca z ludzi to, co złe, brzydkie i odpychające. Współgrają z tym dziwaczne postury i gesty, nienaturalnie wykrzywione szyje, powykręcane kończyny.
(więcej…)

GEORGES PEREC na PODDASZU KULTURY

GEORGES PEREC. MIĘDZY JĘZYKOWĄ GRĄ A AUTOBIOGRAFIĄ „W albo wspomnienia z dzieciństwa”
Udział wzięli: Anna Wasilewska, Wawrzyniec Brzozowski, Maxime DECOUT.
Spotkanie prowadzili: Justyna Czechowska, Piotr Kieżun.
Miejsce wykonania: Poddasze Kultury, WARSZAWA, ul. Chmielna 15 – 25.04.2014

Łukasz Wróbel – Złote runo nicości – Kultura Liberalna

Georges Perec
Urodziłem się. Eseje
Wyd. I, LOKATOR
Kraków 2012

„Pamiętam jak powiedziano mi, zanim się z nim zetknąłem, że Georges Perec lubi się zdrowo pośmiać. Człowiek, którego poznałem, był pełen rozpaczy, ale w towarzystwie rzucał kalambur za kalamburem, nerwowo, nieomal kompulsywnie” – wspominał przed laty Harry Mathews. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten lapidarny konterfekt chwyta zasadniczą, acz nie zawsze zauważalną cechę pisarstwa francuskiego twórcy. W nader rozmaitych książkach Pereca rygor formalny jest bowiem lekiem na pustkę tego, co rozciąga się poza nim, zaś nieskończona mnogość językowych konceptów – geometryczną odwrotnością bezdennej rozpaczy. Nadorganizacja formalna sąsiaduje z otchłanią szaro-codziennie znikliwych doświadczeń, a nagromadzenie nazw przedmiotów i szeregi wyliczeń są sposobem bycia rzeczy materialnych. Jeśli dziwne i zaskakujące to pisarstwo, to właśnie mocą sprawczą fundujących je konceptów, performatywną siłą świadomego do bólu gestu twórczego.

Przymus i wolność × Pustka i konieczność

Dziesiątego stycznia 1959 roku odbyło się w Paryżu zebranie redakcji pisma „Arguments”, podczas którego głos zabrał Georges Perec. Opowiadał o swoich niedawnych doświadczeniach spadochroniarza we Francuskich Siłach Zbrojnych, o swoim kolejnym – piątym lub siódmym skoku. Wspominał, że jakkolwiek wykonywał dobrze sobie już znane gesty i czynności, bał się i często ten lęk był o tyle bardziej obezwładniający, że dotyczył tego, co już znane. „Bałem się nawet bardziej, bo wiedziałem, co będzie dalej – mówił. – Wszyscy podchodzimy do drzwi. Im bliżej nich jesteśmy, tym mniejszą mamy świadomość. To, co pozostaje, to ta chęć, chęć wyrwania się z marazmu… (…) W pewnym momencie stoimy przed pustką. Stoimy przed drzwiami, a czterysta metrów pod nami jest… czterysta metrów pod nami jest ziemia, czyli nie ma nic. Pod nami nie znajduje się nic. I musimy skoczyć. (…) …nie możemy szukać schronienia na przykład w nihilizmie, albo nawet w intelektualizmie (…) Stoimy przed pustką i nagle musimy skoczyć. (…) Musiałem skoczyć, rzucić się w przestrzeń, aby przekonać się, że mogło to mieć jakiś sens, konsekwencje, o których nawet sami nie wiedzieliśmy”.

KULTURA LIBERALNA>>> 

(więcej…)