Archiwa tagu: jakubowiak

„LUBIĘ TU BYĆ” na dwutygodnik.com

6244

[LOKATOR – Krakowska księgarniokawiarnia założona w 2001 r. przez PIO Kalińskiego. Od 2006 r. działa również wydawnictwo Lokator Media. Lokator był wydawcą art-zinu „Mrówki w czekoladzie” (2001–2006) oraz magazynu „Mrówkojad” (2006–2010). W 2015 r. wydawnictwo zostało laureatem pierwszej edycji konkursu Promotor Debiutów. Wyróżniona książka, „O pochodzeniu łajdaków, czyli opowieści z metra” Tomasza Wiśniewskiego, ukaże się w grudniu 2015. Lokator kilkukrotnie zmieniał lokalizację. W latach 2001–2006 mieścił się przy ul. Krakowskiej 10 (róg Meiselsa), w latach 2006–2011 – przy ul. Krakowskiej 27. Od 2011 r. działa przy ul. Mostowej 1. W 2014 r. na krakowskim Podgórzu powstała filia Lokatora przy ul. Stromej 6]


MACIEJ JAKUBOWIAK: Czy można tu kupić piwo?

PIO KALIŃSKI: Nie!
MJ: Dlaczego?
PIO: Zaczynasz tak, jak wszyscy, którzy robią ze mną wywiady od jakichś czterech lat. Zawsze pytają, czy można kupić piwo w Lokatorze. Naprawdę, taki jest początek tej rozmowy?
MICHAŁ SOWIŃSKI: To pierwsze pytanie, które się nasuwa.
PIO: Jeszcze rok temu można było kupić, takie małe butelkowe, na smaka. Ale jako że idea zmiany wizerunku zakładała obrót o sto osiemdziesiąt stopni, to piwo się tu po prostu nie przyjęło. Było zupełnie nie na miejscu i ludzie to czuli. Nie było takiej potrzeby. O dwudziestej kończymy pracę i wtedy mamy czas, żeby iść na piwo i pogadać. Wcześniej to w Lokatorze od dwudziestej wszyscy przychodzili i zaczynali pić piwo. Nie ukrywam, że zmiana nastąpiła po tym, jak urodził się Franciszek. Życie z dziećmi automatycznie zmieniło cykl imprezowy. A Lokator był kiedyś stuprocentowo imprezowy.

MJ: Już dwa razy powiedziałeś o dawnych miejscach „Lokator”. Nie siedzimy teraz w Lokatorze?
PIO: Staram się to rozgraniczać. To jest niby ta sama firma, bo Lokator funkcjonuje od 14 lat i po prostu zmienia siedziby, natomiast idea była taka, żeby zmienić imprezownię w miejsce, gdzie wciąż można się spotkać i pogadać, ale przede wszystkim można spotkać literaturę. Kiedyś była tylko duchem, a teraz jest namacalna. Jest wybrany księgozbiór, są spotkania literackie, ale też przychodzą ludzie, którzy są literaturą zainteresowani. W dalszym ciągu przesiaduje tu Jurek Franczak, może nie tyle, co kiedyś. Ale za to częściej można spotkać Grzesia Franczaka. Przyzwyczajenia pozostały.

MATEUSZ PAKUŁA: To miejsce ma mnóstwo plusów dla literatów. To właśnie tu napisałem połowę zbioru dramatów „Panoptikos”. I Grzegorz Franczak tak samo.
PIO: Dokładnie, „Kobierki” powstawały już tutaj.
MP: W starym Lokatorze nie dałoby się tego zrobić, przynajmniej ja bym nie umiał.
MS: A dlaczego tylko pół?
MP: Drugie pół napisałem już w swoim biurze, w klitce, którą wynająłem w Forum Przestrzenie, żeby się nie rozpraszać ludźmi, którzy tu przychodzili. Ale to pół książki, które powstało tu, jest lepsze.
PIO: Kiedyś istniał Point, taka kafejka internetowa na Grodzkiej – tam Jurek Franczak napisał swoją pierwszą książkę. Siedział przy komputerze, kasował ludzi, którzy przychodzili na internet, i klepał, i klepał. Potem nastała dekada Lokatora. Tam różni ludzie coś pisali, choć nie powstawały może całe powieści. Ale już w Lokatorze na Krakowskiej przecież swoje powieści pisali i Łukasz Orbitowski, i Jurek Franczak, i Robert Ostaszewski. Natomiast tutaj Mateusz Pakuła i Grzegorz Franczak. Jest piękna kontynuacja.
MP: A kto wie, czy ktoś jeszcze tu czegoś nie napisał. Może ktoś się nie przyznał.

foto: Krakowskie księgarnie/fot. Kamila Zarembska
logo-top
CZYTAJ CAŁOŚĆ >>>

Bycie spadochroniarzem to nie byle co – Maciej Jakubowiak, E-SPLOT

Georges Perec
Urodziłem się. Eseje
Tłum. Zbiorowe
Wyd. I, LOKATOR
Kraków 2012

 

Georges Perec należy do tych autorów, dla których pisanie jest sprawą życia i śmierci. Możliwe nawet, że jest on wśród nich największym radykałem. Wydany niedawno po polsku zbiór esejów Pereca pod zbiorczym tytułem „Urodziłem się” pozwala podejrzeć, w jaki sposób kształtuje się jego totalny projekt pisarski.

 

Moją pisarską ambicją byłoby przedarcie się przez całą literaturę swoich czasów, bez poczucia, że wracam czy kroczę po własnych śladach, i napisanie tego wszystkiego, co człowiek dziś może napisać: książek grubych i cienkich, powieści i wierszy, dramatów, librett operowych, kryminałów, powieści w odcinkach, przygodowych, science fiction, książek dla dzieci… – deklarował skromnie Perec w 1978 roku, trzy lata przed swoją przedwczesną śmiercią. W tym czasie miał już za sobą publikację większości swoich książek, w tym Życia instrukcji obsługi, która przyniosła mu m.in. Prix Médicis. Zrealizowany w tej ostatniej książce szaleńczy zamysł mógł pozwolić Perecowi uwierzyć, że samodzielne napisanie „wszystkiego”, całej możliwej literatury, na własną rękę – jest do zrobienia.Perec poddał swoje pisarstwo rygorom tak precyzyjnym, a zarazem tak złożonym, że było nie do pomyślenia, aby mogła wyjść z tego książka, która z zawartym w tytule „życiem” miałaby cokolwiek wspólnego. A jednak się udało.

Gabinet krzywych luster

To sprzężenie ograniczeń zawartych w języku i nieustającego pragnienia dotarcia do rzeczywistości napędzało pisanie Pereca. Wraz z pozostałymi członkami OuLiPo zgłębiał on możliwości wynikające z arbitralnych porządków narzucanych pisarstwu. Lipogramy, anagramy, ale i bardziej złożone struktury oparte na operacjach matematycznych były sposobami, dzięki którym – jak mówił autor La Disparition w wywiadzie z 1981 roku –pisarz może panować nad tym, co stara się zrobić. W tym przedsięwzięciu nie chodziło jednak o jakąś ekstrawagancję, ale raczej o próbę zapanowania nad tym, z czym każdy piszący nieuchronnie musi się zmierzyć. Czy to będą wymagania składni, czy ograniczone zasoby leksyki, czy obowiązujące konwencje – pisanie zawsze napotyka na opór tkwiący w samym języku. Zamiarem OuLiPo było przechytrzenie tego oporu poprzez świadome wprowadzenie własnych rygorów, które sprawią, że to język będzie musiał się im podporządkować. Perec zdawał sobie jednak sprawę z tego, że podobnie jak ze składnią, tak i w przypadku najbardziej wyrafinowanych rygorów – w lekturze stają się one przezroczyste. Aby praca zakończyła się prawdziwym sukcesem, cały wysiłek pisarza zniknąć. Nie jest to jednak takie łatwe: ryzyko przymusu polega na tym, że w chwili, kiedy się go dostrzeże, nie sposób już dostrzec nic ponadto.

Projekt pisarski Pereca rozciąga się między dwoma biegunami. Z jednej strony chodzi o przedarcie się przez warstwy języka, pokonanie go jego własnymi środkami, by w efekcie dotrzeć do rzeczywistości. Ale z drugiej, praca w języku nieustannie grozi zamknięciem się w jego granicach.
(więcej…)