Archiwa tagu: Czechowicz

Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym – książka miesiąca!

Jak zawsze w ostatni czwartek miesiąca w radiowym studiu Koła Kultury zbiera się jury złożone z krakowskich dziennikarzy, krytyków i blogerów literackich i dyskutowało nad wybranymi tytułami poszukując książki, która zasługuje na miano tytułu miesiąca.

Tym razem jury w składzie: Anna Marchewka, Paulina Małochleb, Jarosław Czechowicz i Marcin Wilk wybrało książkę

Idy Linde „Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym” (Lokator), przekład Justyna Czechowska.

Przepiękna, mała, ważna, oszczędna, wspaniała pod każdym względem książka o miłości i konieczności pogodzenia sie i przechodzenia przez proces żałoby. Żegnanie sie z tymi, których kochaliśmy najbardziej, po to żeby nabrać siły i płynąć w swoje dorosłe życie. Anna Marchewka.

Bardzo skromna, ale zarazem bardzo mocna, ksiązka bardzo drobiazgowa, ale równocześnie mówiąca o czymś ważnym i trudnym w sposób i przejmujący i konkretny. Marcin Wilk.

Ta opowieśc o relacji między wnuczką i dziadkiem porusza wiele skomplikowanych problemów. Pieknie opowiedziana historia o doświadczeniu życia. Dawno nie czytałam tekstu, który w tak niezwykły sposób opisywałby podstawowe doświadczenia. Paulina Małochleb.

Piękna rzecz o mało pięknym świecie. O znikaniu i o odejściu, którego przecież być nie może, a jednak się staje. To taka lektura dla wszystkich, którzy potrafią docenić subtelną formę i bolesny przekaz.Jarosław Czechowicz, Krytycznym okiem.pl.

Bliskość i odchodzenie – Jarosław Czechowicz

„Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym” – Ida Linde


To jedna z tych kameralnych opowieści – jak chociażby„Okna” Anny Arno – o naprawdę wielkich sprawach. Ida Linde wprowadza nas w niepokojący świat kilku końców, ale przede wszystkim prezentuje sceny zintensyfikowanego bycia razem. To poetycka opowieść o utracie naznaczona śladami, które zapisują się w pamięci dzięki barwom oraz zapamiętanym obrazom. O nostalgii w kolorze blue… Justyna Czechowska – tłumaczka książki – przeprowadziła nas przez świat wyobraźni chwilami naiwnej, ale za to wyobraźni totalnej. Takiej, która usiłuje zatrzymać każde odbicie rzeczywistości. Wytrzeć z niej niepokojące ciemne plamy. Pozostawić przy życiu umierających i zapisać na zawsze wspomnienia o życiu. „Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym” to dramat rozpaczliwego zatrzymania czasu we dwoje. Takiego, który przemija zupełnie inaczej, w swoim rytmie, niespiesznym i bliskim melancholii.Łatwo opowiadać o śmierci jako czymś nieuchronnym czy bezlitosnym. Sztuką jest stworzenie poetyckiej etiudy z okresu, w którym nazywa się wszystko zbyt wcześnie i zbyt pospiesznie, byle tylko w pamięci pozostał czas, kiedy zmienia się kształt rzeczy, myśli i uczuć.

Larsson i dziadek chcieliby może wznieść się gdzieś poza pole grawitacyjne, które każe im być dokładnie w tym miejscu, w jakim się znajdują. „Dwa samoloty, które nie potrafią wystartować”, te słowa bawią dziadka, ale też dyskretnie sugerują ułomność nie do pogodzenia. Świat istnienia tej dwójki to rzeczywistość naznaczona niepokojącymi snami na zmianę z bezsennością i wspomnieniami o tej, która już odeszła. Narratorka kompulsywnie bada ślady po zmarłej babci, utwierdzając się jednocześnie w przekonaniu, że dziadek musi być wiecznie. Odbicia babci w starej twarzy, chropowatych dłoniach, w słowach wypowiadanych powoli i z namysłem stają się obrazem osobistych pragnień. Bo przecież czas, który spędzają razem, musi zostać jakoś uwieczniony. Musi przestać się dziać, aby można było odczuć przynależność do drugiego człowieka, do miejsc przez niego naznaczonych. Linde zadaje pytanie o to, co można zrobić, aby zasłużyć sobie na bliskość. Potem tę bliskość zatrzymać i nigdy więcej nie wspominać. Bo nie ma gotowości do utraty, nie ma pogodzenia z brakiem; wciąż ma trwać zbawienny czas teraźniejszy.
Ida Linde obrazuje w sposób bardzo plastyczny. Jest w tym subtelność, która musi mierzyć się z czymś okrutnym. Pośród nazw drobnych cudów przyrody pozostaje dwoje ludzi. Ta poetycka rozprawa z odchodzeniem daje nam także kilka definicji tego, co naprawdę bliskie. Jest się zaczarowanym przez bajkowy wręcz świat wokół. Ale w świecie tym pojawiają się mrok i cienie, krew i bezradność, jest też dużo grozy stopniowanej w taki sposób, że czujemy, iż każda kolejna scena to bolesne wołanie o to, by jutro nadeszło prawdziwe, spełnione i piękniejsze od tego, co dzieje się wokół dzisiaj.

czytaj dalej >>> 

Jarosław Czechowicz – Krytycznym Okiem – „DZIKUS” Jacques Jouet

Człowiek obnażony

Jacques Jouet, niezwykle płodny francuski twórca, nawiązuje w swej minipowieści z 2001 roku do koncepcji szlachetnego dzikusa, ale polemizuje z nią, podważa wiele tez, proponuje nową wykładnię i osadza dzikość w problemie poszukiwania nowych form dopasowania się do rzeczywistości. Na jednej ze stron stwierdza wyraźnie: „Człowiek jako gatunek jest w zasadzie spełniony”. Na tej samej stronie zadaje fundamentalne pytanie: „Co mógłbym dziś wydobyć z człowieka?”. Ano ciało. Skryte pod ubiorem, pod tą drugą skórą o boleśnie zarysowanych konturach, pod cywilizacyjną ogładą niosącą fałsz. Jouet chce naruszyć kilka podstawowych form, aby zadać pytanie nie tyle o relacje między ubraniem a nagością, co o kontekst, w jakim osłaniamy się strojem dla zachowania fasadowości świata, z której nie chcemy się wydobyć, aby spojrzeć na własne człowieczeństwo z innej perspektywy.
Otrzymujemy coś na kształt biografii alternatywnej Paula Gauguina. Nieprzypadkowo dobrany zostaje prekursor nowych trendów w malarstwie, który dodatkowo szaleńczo gonił po dalekim świecie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, jakie stawiała przed nim cywilizacja. Ta, co skrywa swe pęknięcia i ujawnia wówczas, gdy człowieka odziera się z tego, co ma na sobie i obnażając, pomaga się zwalczyć stygmat skóry – czegoś wstydliwego, bo ukazującego prawdę. Minipowieść  Joueta nosi znamiona powiastki filozoficznej, zdradzając wyborne poczucie humoru autora, który w trochę tragikomiczny sposób mówi nam o tym, że to, co mamy na sobie, może nam powiedzieć dużo więcej o nas samych niż moglibyśmy przypuszczać.
Metafora nagiego ciała służy tutaj do snucia opowieści o ograniczeniach, jakim idzie się na przekór i jakim nadaje nowe miano. Bohater tej historii kwestionuje formy i poszukuje nowych. Ubiór traktuje jak nową kategorię opisu świata. Podróżuje do miejsc, w których nagość nie jest niczym wstydliwym i utknie między innymi w sekcie Odartych, gubiąc narzędzia poznawcze do tego, by ukazać człowieka nagim w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Ludzka nagość inaczej bowiem wygląda pod różną szerokością geograficzną, ale także w różnym dyktacie kultury i wartości zmieniających się czasem równie szybko… co style w modzie.

To rzecz o pewnej formie eskapizmu. Jouet umieszcza swego bohatera z dala od wytycznych kultury, z jakiej się wywodzi i w oddaleniu każe mu spojrzeć na fasadowość francuskiej republiki – tego państwa przypominającego ciało w źle dobranym ubiorze, czyli ustroju.
 Można się uśmiechać, ale przede wszystkim warto wejść głębiej w tę prozę. Zajrzeć pod to, co kryje ubiór. Ocenić kondycję współczesnego człowieka, który buduje wokół siebie mur z przekonań o życiu w najdoskonalszym ze światów, który to świat może przebrać się, w co tylko chce. Filozofia Joueta odnosi się do tej formy ludzkiej egzystencji, która tworzy nam ograniczenia, nazywając je cywilizacyjnymi osiągnięciami. Badanie specyfiki ludzkiego stroju i eksperymenty z nim, jakim ochoczo oddaje się bohater, to próby ujrzenia problemu niepewnych wartości zamknięte w czymś, czego poszukuje on od początku i co na wstępie nazywa „inicjalną formułą fikcyjności”, by nakreślić ramy opowieści, jaka czeka spragnione wrażeń… czytelniczki. […]

czytaj dalej >>> 

Kobierki – Krytycznym okiem – Jarosław Czechowicz – Etylicznie, lingwistycznie, karkołomnie…

Mieliśmy „Tworki” Marka Bieńczyka i pracownika szpitala psychiatrycznego, którego szpitalna przestrzeń chroni przed wojną. Mamy dzisiaj „Kobierki” Grzegorza Franczaka – rzecz rozgrywającą się w dużej mierze pod Krakowem, w podobnym szpitalu. Tym razem nie pracownik, a pacjent jest w centrum zainteresowania. Przed czym kryje się bohater Franczaka? Przed niezdefiniowanym złem tego świata, które wpędziło go w nałóg. Przed okrucieństwem losu i własnej jaźni, jakie odrywają tak boleśnie od życia. „Kobierki” to lingwistyczny traktat o upadku, próbie ratowania siebie, ale przede wszystkim o pastwieniu się nad samym sobą, nad uległym nałogowi i ułomnym ciałem, nad głodem picia i głodem życia w piciu warunkowanym na czas określony.
Mam problem z tą książką. Duży problem. Jako literaturoznawca autor w języku daje z siebie wszystko. Przekracza nawet granice, które przekroczyć można tylko w stanie delirium, niekoniecznie alkoholowego. Językowo to książka rozbuchana, sarmacko rubaszna, drapieżna, prowokacyjna, irytująca i wychodząca językowi naprzeciw w takim znaczeniu, iż to w dyskursie akademickim, którego rozpaczliwe resztki chce zachować pijany bohater błądzący po rzeczywistości słów prostych i dosadnych, rozgrywa się dramat tej etylicznej epopei.

DALEJ >>>