Nie-Boska kolonia – Tomasz Żaglewski – Zeszyty Komiksowe

Lektura Boskiej kolonii to fascynująca podróż nie tylko w wymiarze fabularnym, ale przede wszystkim intertekstualnym. Czytelnik bez trudu dostrzeże tu liczne nawiązania literackie (chociażby do wspomnianej Boskiej komedii lub Jądra ciemności Josepha Conrada), jak i malarskie – charakterystyczne dla twórczości Presla. Mamy zatem twarze postaci „dzikusów” wyraźnie korespondujące ze stylem Picassa, wyobrażenia śmierci i piekła bliskie wizjom Hieronima Boscha czy Matthiasa Grünewalda, wreszcie renesansowe tropy w prezentowaniu europejskiego świata i jego mieszkańców wywodzące się najprawdopodobniej z tradycji Piera Della Franceski lub Hansa Holbeina młodszego. Bogaty kontekst artystyczny nie powinien jednak przesłonić głównej zalety Boskiej kolonii – jest nią właśnie pytanie o granice i podstawy ludzkiej tolerancji. Muszę przyznać, że od czasów Mausa Arta Spiegelmana żaden przykład twórczości graficznej, w ramach której autor starał się podjąć tematykę inności, nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Pozbawione dialogów i komentarzy, „ascetyczne”, a jednak tak bardzo bogate w znaczenia osiągnięcie Presla nie jest może lekturą łatwą, z pewnością nie jest to też przykład taniego dydaktyzmu. Kończąc lekturę, czytelnik orientuje się bowiem, iż autor nie podsuwa mu interpretacyjnej ściągawki, zaś postawy bohaterów wymagają przemyślenia i krytyki. To właśnie cechuje wielką literaturę – również graficzną jej odmianę.

Tomasz Żaglewski
ZESZYTY KOMIKSOWE >>> 

Przemysław Pieniążek – NIEDŹWIEDZIA PRZYSŁUGA – ArtPapier.com

Doskonale odnajdujący się w konwencji komiksu niemego Presl po raz kolejny testuje możliwości narracyjne graficznego medium, sięgając po rozwiązania wizualne zakorzenione w tradycji malarstwa Pabla Picassa czy Georga Grosza. Utrzymany w czarno-białej tonacji album potwierdza wyjątkowe umiejętności francuskiego artysty w kreowaniu sugestywnych, nie pozbawionych poetyckich tonów ilustracji, portretując bohaterów wraz z bogatym spektrum towarzyszących im emocji. A kubistyczna deformacja postaci bynajmniej nie osłabia siły wyrazu. Precyzyjnie skonstruowana dramaturgia, ujmująca bezgłośną narrację w symboliczne ramy, ciekawie spaja tę uniwersalną przypowieść o narzuconym brzemieniu przeszłości, a także poszukiwaniu i odkrywaniu samego siebie. Nicolas Presl w „Synu swojego ojca” przypomina, że w skrajnych przypadkach granica między kształtowanym przez kulturę człowieczeństwem a zwierzęcym aspektem ludzkiej natury może ulec zatarciu, generując ontologiczny konflikt, który w pewnym momencie – dla dobra nie tylko zagubionej jednostki – musi zostać ostatecznie rozwiązany. Frapująca lektura.

CZYTAJ >>>

Delirium – Marcin Wilk – Wyliczanka.eu

Ta książka nie jest utkana z marzeń. Raczej składają się na nią rozczarowania. Bardzo gorzkie. Czasem nawet gorzkie żołądkowe.

Bobi ma czterdzieści lat i właśnie zapija utraconą miłość. Zapija po raz pierwszy od lat dziesięciu, a może po raz pierwszy od dziesięciu godzin? Właściwie nie wiadomo i przez to nie-wiadomo oraz pomieszanie z poplątaniem musi zacząć reagować.

Trafia na odwyk do Kobierzyna. Terapia będzie trwać codziennie, przez kilka tygodni. Od rana do popołudnia. „Etatowa praca nad sobą” – nazwie ją narrator. I przyłoży się do niej iście literacko.

„Kobierki” to bowiem literacki kamuflaż samotności i niezgody. Nie tylko na to, w jakim punkcie życia bohater się znalazł, ale i chyba na siebie w ogóle. Jego opowieść, mocno traumatyczna przecież, obudowana jest na miliony sposobów. Przede wszystkim narracją zanurzoną w historii doświadczeń innych. Literackich (mamy tu wręcz bezwstydne cytaty literatury przedmiotu, na końcu nawet ze spisem niecnie wykorzystanych dzieł; jest tu i Bieńczyk, i Pilch oczywiście, i Barthes nawet z „Fragmentami dyskursu miłosnego”). Ale nie tylko. Bo na terapii z Bobim są jeszcze inni. A inni to także historie innych. Opisane w „Kobierkach”, a jakże.
(więcej…)

MYŚLĘ SŁOWAMI – Z Nicolasem Preslem rozmawia Ula Jankowska – Xięgarnia.pl


Zasadnicze pytanie na początek – myślisz obrazami czy słowami?
A: Myślę słowami. Na początku tworzę historię, którą sobie zapisuję… chociaż czasami to przychodzi równocześnie. Mam zeszyt, w którym notuję pomysły, tam faktycznie pojawiają się i słowa, i obrazy.

Jesteś twórcą powieści graficznych, opowiadasz historie tylko przy pomocy obrazu. Czy wycofanie się z języka w Twoich pracach to raczej wynik braku wiary w słowo, czy właśnie wiary w obraz?
Dość mocno ufam słowom, ale tym, które są napisane przez innych. Swoim własnym nie potrafię zaufać do końca. Kryje się za tym też przekonanie o mocy obrazu, o tym, że można za jego pomocą dużo przekazać.

Czy podczas tworzenia swojej pierwszej powieści graficznej z góry zakładałeś, że nie będzie w niej słów?
To przychodziło stopniowo. Pierwsza moja książka była wprawdzie całkowicie pozbawiona słów, ale wcześniej rysowałem komiksy, w których pojawiały się dialogi. Chociaż trafiały się partie kompletnie ich pozbawione. W innych wprowadzałem zaś słowa czy dialogi, trochę w stylu didaskaliów w dramacie.

(więcej…)

ZDANIA ZASŁYSZANE W AUTOBUSIE – MACIEJ JAKUBOWIAK – DWUTYGODNIK.COM

Trup za kierownicą

Na tle tych formalnych eksperymentów „Mój piękny autobus” wypada niezwykle tradycyjnie, jak na powieść, którą spokojnie można by nazwać metafikcyjną czy nawet (ale tylko jeśli komuś by na tym szczególnie zależało) postmodernistyczną.

Historia jest prosta: Basile — kierowca autobusu, o który dba jak o własny — od wielu lat pokonuje tę samą trasę z wyjątkową regularnością, z której słynie. Jedną z jego pasażerek jest Odile, jego żona, nauczycielka wczesnoszkolna, która zrezygnowała niegdyś ze studiów i z marzeń o życiu w Paryżu, aby zamieszkać z Basilem na prowincji. Pewnego dnia do autobusu wsiada Hans Martin, atletycznie zbudowany Niemiec, który przyciąga uwagę Odile i uwodzi ją opowieściami o swoich podróżach. Odile pozwala się uwodzić, tym bardziej że Basile od dwudziestu lat konsekwentnie milczy. Basile, zaniepokojony wzmagającym się flirtem, który obserwuje w tylnym lusterku, postanawia udowodnić żonie, że i on potrafi dostarczyć jej wielu ekscytacji, łamie więc swoją codzienną rutynę i wyrusza „pięknym autobusem” w podróż po całej Francji i świecie. A wszystkiemu przygląda się, niewidziany przez nikogo, autor.

No, właśnie. Narrator, obecny jako głos, ale i — jak przynajmniej sam twierdzi — pasażer autobusu Basile’a, podaje się również za autora: za tego, który nie tylko opowiada historię miłosnego trójkąta w autobusie liniowym, ale i ją stwarza. Sprawa jest nawet bardziej skomplikowana, bo nie jest to autor omnipotentny, tworzący fikcyjny świat i jego bohaterów ex nihilo, a przez to posiadający nad nimi pełną kontrolę. Jouet — tak go nazwijmy, bo, jak sam podkreśla, to jego nazwisko znajduje się na okładce — od swoich bohaterów chce się czegoś dowiedzieć, więcej: chce się od nich czegoś nauczyć, co oznacza, że nie wszystko o nich wie i że mają oni swoje sprawy, od autora niezależne. „Wsiedliśmy więc — powiada narrator — wiedzeni ambicją obserwatora, z zamiarem, by tam przycupnąć i być niemym świadkiem”.

Ten autoreferencyjny ruch, w którym autor ujawnia swoje uwikłanie w powstający tekst, wywołuje też — to już akurat rzecz znana i przerabiana wiele razy — refleksję nad samą fikcją, regułami jej powstawania i prawami jej odbioru. Jouet nie jest w tej sprawie szczególnie subtelny, bo już na stronie siódmej mówi wprost: „Nie szukamy fikcji, tylko poszukiwania fikcji. Kiedy fikcja zaczyna się zanadto panoszyć, staje się zbyt brutalna. Fikcja jest przedłużeniem nudy. Liczy się polowanie, nie królik”.

Ale tym, co się liczy naprawdę, jest autobus. Szybko staje się jasne, że autobus Basile’a jest nie tylko podstawowym miejscem akcji, ale przede wszystkim figurą opowieści. Owszem, Jouet wykorzystuje stary topos podróży-opowieści, ale robi to w przewrotny sposób, zasadniczą część akcji umieszczając w nieruchomej przestrzeni wnętrza autobusu, do której obrazy świata docierają przez ekran — szyb albo telewizora. Podróż ostatecznie staje się warunkiem niemożliwości opowieści: „Podróż jest książką niemożliwą. Żeby powstała książka, muszę opuścić na palcach moją fikcję podróży, odnaleźć powolny marsz człowieka, który nie musi się już niczego obawiać ani nigdzie spieszyć, który nie musi nawet przyspieszać kroku, by odnaleźć to, co jest mu równie niezbędne jak woda”.

O samych podróżach się tu bowiem przede wszystkim opowiada. Opowiada, mistrzowsko, Hans Martin, demaskując sam akt opowiadania jako pozbawiony referencji, lecz za to skupiony na perswazji. Opowiadamy historyjki, „głodne kawałki”, jak je nazywa Odile, nie po to, żeby przedstawić rzeczywistość, ale żeby uwieść odbiorcę. A nie ma na to lepszego sposobu niż trup — w plecaku: „Opowiem pani, skąd wziął się w moim plecaku ten mój piękny trup”. Ale swój sekret — i swoją niemą opowieść, wyrażaną za pomocą trasy autobusu — ma też Basile, który ostatniej nocy paryskiej podróży poślubnej przed dwudziestu laty zamilknął i ze swojego milczenia uczynił ślepą plamkę małżeństwa z Odile: „Powiedział, że mnie kocha, że kocha tylko mnie, i że nigdy w życiu niczego nie będzie przede mną ukrywał, oprócz powodu, dla którego od tej pory więcej się nie odezwie. Dotrzymał słowa, że się tak wyrażę”. Różnica między Hansem Martinem a Basilem jest więc taka, że Niemiec ma swojego trupa w plecaku, a trupem Basile’a — jest sam Basile.
(więcej…)

Pierwiastek zwierzęcy i pierwiastek ludzki – Mirosław Skrzydło – BOOKLIPS

„Syn swojego ojca” to dzieło niebywale kompletne, mroczne, dziwne, frapujące, momentami ocierające się o dramat egzystencjalny i opowieść grozy. Nicolas Presl ponownie nie zawodzi, udowadniając, iż jest jednym z najlepszych i najbardziej oryginalnych współczesnych artystów komiksowych. Pierwiastek zwierzęcy i pierwiastek ludzki zostały tu sportretowane w sposób oszałamiający, dostarczając nam wyborną ucztę, do której często będziemy powracać. Nie ma wątpliwości – ryk zdesperowanego wybryku natury na długo zagości w naszych sercach.
Mirosław Skrzydło

czytaj całość >>> 

Jerzy Łanuszewski – Gildia.pl – Człek to, czy dzika bestia?

W komiksie Syn swojego ojca Nicolas Presl przedstawia historię o niedopasowaniu i potrzebie samookreślenia. Presl nie moralizuje ani nie daje łatwych odpowiedzi. Jak zwykle u tego autora, świat przedstawiony nie jest miejscem przyjaznym, ludzie tworzący to społeczeństwo prezentują szereg wad i słabości. Bohaterowie podejmują decyzje, które czytelnika mogą oburzyć, szokować – zwłaszcza po uświadomieniu sobie, że ich postawy nie są niczym niezwykłym, funkcjonują w naszej kulturze i rzadko spotykają się z mocniejszą krytyką.

Tak jak w jego poprzednich komiksach (FabrykaBoska kolonia) dominowało szaleństwo cywilizacji, tak tutaj przeplata się ono z pierwotną dzikością świata przyrody. Nie znajdzie się tutaj jasnego i często eksploatowanego rozgraniczenia: zła cywilizacja – dobra natura. Autor opowiada swoją historię, rozkładając akcenty po równo. Obie te siły prezentuje jako czynniki determinujące ludzkie zachowanie, nie oceniając, która z nich jest bardziej opresyjna dla człowieka. Bohater w finale podejmuje decyzję, deklaruje przynależność do jednej ze stron, jednak to interpretacji czytelnika pozostawia się kwestię, czy bohater wytrwa w swoim wyborze i czy będzie szczęśliwy.

(więcej…)

Syn swojego ojca – Katarzyna Krawczyk – Szuflada.net

Temat Obcego pojawia się we wszystkich dotychczas wydanych u nas komiksach Presla. W „Fabryce” byli Obcy wykluczeni przez totalitarną władzę ze społeczeństwa, w którym dotychczas żyli. Obcość została im przypisana, gdyż wymagała tego doraźna polityka. W „Boskiej kolonii” autor pokazuje zderzenie kultur i obyczajowości, przy czym przedstawiciele jednej z nich, kolonizatorzy, przemocą utrzymują władzę nad rdzennymi mieszkańcami. Mimo iż tubylcy od wieków zamieszkiwali daną ziemię, to oni są tymi Obcymi, gdyż to zawsze zwycięzcy nadają perspektywę i ton narracji, postrzegamy świat z ich punktu widzenia. „Syn swojego ojca” również porusza kwestię odmienności. Tym razem autor zagłębia się w świat Odmieńca.

Zanim czytelnik pozna głównego bohatera opowieści, śledzi okoliczności, które doprowadziły do jego narodzin. Odmieńców symbolizują niedźwiedzie, istoty o kształcie w ogólnym zarysie podobnym do człowieka. Żyją na obrzeżach cywilizacji. Mężczyzna z prowincji przez przypadek zabija dorosłego niedźwiedzia i wiedziony poczuciem winy postanawia się zaopiekować osieroconym w ten sposób niedźwiadkiem. Razem z żoną wychowują go, chociaż przybrany syn nie do końca wyrasta na cywilizowanego człowieka, nosi w sobie ślady dzikości przodków. Ten brak ucywilizowania daje o sobie znać, gdy ludzie z pobliskiego miasteczka zaczynają mu dokuczać, w wyniku czego jego przybrany ojciec ponosi konsekwencje, a niedźwiedź-syn znajduje pocieszenie w ramionach macochy.

Tak zostaje poczęty główny bohater, mieszaniec – w połowie człowiek cywilizowany, w połowie dziki. Jego inność widoczna jest na pierwszy rzut oka, gdyż ma on niedźwiedzią głowę. Jednak jego rodzice próbują go wychować w duchu cywilizacji, posyłają do szkół, gdzie dziecko świetnie sobie radzi. Niestety, sukcesy naukowe nie przekładają się na akceptację społeczną. Otoczenie wytyka Obcego palcami, dokucza mu lub wręcz poniża. Otwarcie daje do zrozumienia, że odmienność chłopca stanowi pretekst do nie traktowania go poważnie. Pół-człowiek, pół-niedźwiedź długo stara się dopasować do świata, który wcale nie oczekuje od niego dostosowania się, gdyż i tak nie zamierza go zaakceptować. Tylko nieliczne jednostki, na przykład dziewczyna głównego bohatera, traktują go jak równego sobie.

(więcej…)

Autobusem przez wyobraźnię – Gosia Walendowska – Xiegarnia.pl

„Mój piękny autobus” to hymn na cześć niczym nieskrępowanej wyobraźni jako źródła niesamowitych przygód i doświadczeń. Tylko od nas samych zależy, czy wsiądziemy do prowadzonego przez Jacques’a Joueta pojazdu.

Rzecz cała zaczyna się dziwnie – narrator-autor dywaguje na temat znaczenia tego, co znajduje się na okładce trzymanej przez nas książki. Tytułowy piękny autobus należy właśnie do niego. Pojazdem kieruje Basile, uosobienie przeciętności – zwyczajne imię, zwyczajna rodzina, zwyczajny domek w odległej wiosce, dwadzieścia pięć lat w zawodzie. Prowadzi maszynę, którą podróżuje ze wschodu na zachód Francji. Jest punktualny, sumienny, odpowiedzialny. Nie lubi brawury na drodze. Ma tylko jedną wadę, o ile można tak to nazwać – ciągle milczy. Nie odzywa się do nikogo, nie rozmawia nawet ze swoją piękną żoną Odile, która dołącza do podróżnych na pewnym odcinku trasy, od razu wzbudzając zainteresowanie narratora. Autor-narrator także jest pasażerem autobusu Basile’a. Na jednym z kolejnych przystanków do już obecnych dołącza Hans Martin – młody mężczyzna z wielkim plecakiem, pół-Niemiec, pół-Francuz. Od tego momentu zaczynają się dziać różne dziwne, zagadkowe rzeczy. Bohaterowie przemierzają kraje i kontynenty. Uczestniczą w nieprawdopodobnych zdarzeniach. Ostatecznie jednak podróż kończy się w miejscu, w którym się zaczęła. Gdzieś po drodze znikają kolejne postaci. Basile kończy drogę w towarzystwie samego narratora.
(więcej…)

Georges Perec i praca żałoby – Paweł Jasnowski – Pamiętnik Literacki

Georges Perec urodził się w Paryżu w marcu 1936 i pierwsze lata swojego życia spędził w XX dzielnicy przy ulicy Vilin, gdzie pod numerem 24 mieścił się mały salon fryzjerski jego matki, Cécile (Cyrli) Perec, a pod numerem 1 dom dziadków Szulewiczów, którzy, podobnie jak Perecowie – rodzina André (Icka), ojca przyszłego pisarza – osiedlili się w Paryżu w latach międzywojennych. Choć wczesne dzieciństwo upływało w cieniu trosk o przyszłość, niepewności i zmartwień, to dla samego Pereca było bez wątpienia okresem prawdziwego szczęścia. Jednym z niewielu wspomnień, które z tego czasu zachował i utrwalił w powieści W ou le souvenir d’enfance, jest scena w rodzinnym salonie. Georges ma wtedy trzy lata, siedzi na podłodze, pośród rozrzuconych wokół żydowskich gazet. Otaczają go najbliżsi, śledzący uważnie jego ruchy; ostatni raz, być może, zaznaje wtedy opieki, ciepła i miłości. Po chwili wszyscy uśmiechają się szeroko: chłopiec zakreśla pierwszą w życiu literę alfabetu hebrajskiego.
(…)
W niedługi czas później ów „niezwyciężony”, ochronny mur, jakim otaczali małego Georges’a rodzice, przejęci wnukiem dziadkowie i krewni, pęknie i runie, zostawiając wyrwę, pustkę i dziurę, zapisaną zresztą – jak zauważał sam Perec – już w biblijnym źródłosłowie jego nazwiska: פרצ , którego hebrajski „szoresz” (korzeń) to właśnie: ‛dziura’, francuskie „le trou” (słowo wielokrotnie powracające w dziele Pereca). W dniu zawieszenia broni, w lipcu 1940, ojciec przyszłego autora W oule souvenir d’enfance zostaje przypadkowo postrzelony w brzuch na froncie w Nogent-sur-Seine. Szpital pęka w szwach. Icek, André Perec „ginie śmiercią niedorzeczną i powolną” (W 48). Mama natomiast – pisze Perec –

została zatrzymana w czasie łapanki ze swoją siostrą, moją ciocią. Została internowana [w obozie
przejściowym] w Drancy 23 stycznia 1943, a następnie, 11 lutego, wysłana do Auschwitz.
Przed śmiercią wróciła do kraju swojego urodzenia. Umarła, nie rozumiejąc. [W 53]

To właśnie wtedy formuje się podstawowe w życiu Pereca doświadczenie pustki; śmierć rodziców, śmierć matki odbiera mu trwałą pozycję w świecie, jest czymś, co „wyrzuca go z siodła”, pozbawia punktu zaczepienia, jest czymś obezwładniającym, piekącą raną, która będzie dawać o sobie znać przez całe życie.

Fragment artykułu: Georges Perec i praca żałoby, „Pamiętnik Literacki”, 4/2013, s. 115-134